wtorek, 26 lipca 2011

Pokręciło mi się w głowie

Od wydarzeń i od dat
Niech mi wreszcie ktoś odpowie
Kto zwariował ja czy świat

Gostek sprawdził, że metalowy pręt ściąga, a to co ściąga kopie...
Pogoda zwariowała chyba w ramach... globalnego ocieplenia. To, że w lipcu jest zimno i leje jak w listopadzie mędrcy wytłumaczą oczywiście słusznie i naukowo dwutlenkiem węgla. Ale to pikuś...
Zbankrutowała Grecja, mogą zbankrutować Stany Zjednoczone. Wilus "Cygaro" Clinton zostawił nadwyżkę 250 miliardów. Krzak i jego militarni koledzy wyprodukowali 2 biliony deficytu. A ja słyszę od rożnych geniuszy, ze wojna nakręca koniunkturę.
No i ten norweski świr... Świr świrem... Ale norweska policja reagującą na strzelaninę po ponad godzinę, bo... łódka przeciekała. A potem pomyliła się o 20 ofiar. 20 na 80, czyli o 1/4. I pytam się, czy minister lub premier podają się do dymisji a król abdykuje?
Dlatego jak słyszę o różnych lądowych kretynizmach to stwierdzam, że jest to norma świetnie wpisująca sie w ogólnoświatowy trend.

środa, 6 lipca 2011

Urwał...

Tak, "teraz Polska", teraz nasza prezydencja, teraz czas na wojnę polsko-polską w Brukseli, Strasburgu, wszędzie. Napisze mocno i otwartym kodem. Rzygać mi się chce, jak o tym słyszę. Wiem, że dziś nie ma miejsca na odpowiedzialność zbiorową, że jakaś niepolska posłanka protestowała przeciw wydawaniu kasy na gadżety - powinno się ja dać głodującym. Ale jawnie antyrządowe teksty w europarlamencie... I to głoszone jak się domyślam przez katolików (narodowo-socjalistycznych, ale katolików) jak się domyślam w ramach szeroko rozumianej miłości bliźniego... Skacze ciśnienie i nie jest tu metodą postawa obojętności. Tylko jak zmienić konstruktywnie postawy wielu polskich kretynów? Kretynów ze świata polityki... Albo inaczej - jak nie dopuścić do wyboru tego typu kretynów, co mają gęby pełne frazesów o miłości do ojczyzny, a praktycznie fajdających na jej wizerunek.
Ta choroba ma tez swoja wersje w skali mikro. Kolkokwium habilitacyjne. Jednym z recenzentów jest mój ulubiony ex-dziekan, emerytowany pracownik mojego wydziału, pełnoetatowy pracownik konkurencyjnej uczelni posługujący się tam adresem mejlowym mojego wydziału. No i podczas kolokwium ku zdziwieniu trzech zewnętrznych recenzentów rozpoczął wywody na temat tego, że on nie ma z tym wydziałem i z tą uczelnią nic wspólnego. Wewnętrznie możemy sobie powiedzieć bardzo wiele, nawet w sposób mięsny. Ale dalibóg po co prać publicznie własne brudy, po co ekshibicjonistycznie obnażać własne problemy i słabości...
Mówię o tym fizyka dużych ciśnień... Życie stawia nam coraz więcej wyzwań, mamy coraz więcej trudności by im sprostać. I najczęstszą reakcja jest... dowalić komuś. Tuskowi na forum parlamentu europejskiego, mojemu wydziałowi na kolokwium habilitacyjnym, mnie ... na zebraniu. Potrafię oddać i to nawet skutecznie. Tylko po co mam to robić? Nie można normalnie żyć, współpracować? A jeśli mamy jakieś ukryte fobie, strachy to czy nie lepiej skorzystać z pomocy specjalisty?

sobota, 2 lipca 2011

Klub dyskusyjny

Serialu o zebraniach ciąg dalszy, bo w piątek odbyłem kolejne zebranie. Poza ustaleniem woli próby stworzenia centrum egzaminacyjnego i szkoleniowego ECDL zebranie przyniosło mi kolejne przybliżenie odpowiedzi na pytanie - skąd w młodych (fakt, pracujących dla bu-bu czyli budżetowego burdelu) ludziach to pragnienie zebrań.
Wydaje mi się, że zebranie stanowi znakomite usprawiedliwienie dla... bierności. Skąd to przeświadczenie? Przed zebraniami wysyłałem mejle z agendą i materiałami do zapoznania się. Panowie informatycy radośnie stwierdzili, że... nie mieli czasu na zapoznanie się z pocztą, ale miel czas na półtorej godziny klubu dyskusyjnego, na którym (co jest dla mnie oczywistą stratą czasu) omawiałem to, co napisałem. Celowo nie poruszyłem dwóch spraw z mejli - wniosku o badania statutowe na 2012 rok i platformy mahara do tworzenia e-portfolio. Skoro nie poruszyłem to znaczy nie ma sprawy. Ale przecież wszyscy doskonale wiemy, że poruszanie sprawy nie oznacza niczego konstruktywnego dla samej sprawy. Ile to bardzo ważnych spraw jest poruszanych niekonstruktywnie na wydziałowych zebraniach informatycznych. Padają tylko słowa klucze powtarzane jak kretyńska mantra: 431, oprogramowanie, konta, informatyzacja, wkład własny itd itp.
Zebranie jako forma klubu dyskusyjnego albo miejsca, gdzie się dowiaduje, że nic co zaplanowane nie jest wykonane są dla mnie nie do przyjęcia. Kropka. Mogę oczywiście doprowadzić do sytuacji, w której miłośnicy zebrań wymiękną - mam namyśli codzienne zebrania, ale nie o to chyba chodzi...
Tu chodzi o pewien pragmatyzm działania. O konstruktywną krytykę a nie wieloprzymiotnikowe krytykanctwo. Mój list w sprawie oprogramowania był zły, bo był za długi. Ale nie usłyszałem żadnej konstruktywnej rady, jak go skrócić. Pamiętam draft pisemka bodaj o przejściu na Windows 7. Był zły ale jako ten idiota starej daty zamiast odesłać do poprawki zabrałem się sam za poprawianie. Obiecuję sobie w tej kwestii zastosować się do sposobu działania moich młodszych kolegów - tekst jest zły, proszę za sześć godzin przedstawić nową poprawna wersję.