sobota, 26 lutego 2011

Sobota dzień kota

Krystuś był wczoraj czujny. Jak wieczorem pojechałem do rybek zameldował się błyskawicznie. Z radości zaczął ugniatanie, a ja mu pokazałem gdzie i jak smyram i ciurlam Docenta. Bałem się, że Krystus padnie z wrażenia, nie trwało to więc zbyt długo.
Docek musiał wyczuć innego kota bo owszem, zrobił karaiba, ale ręce mam nieźle podrapane i pogryzione. Nie oglądał ze mną telewizji, a pobudka o czwartej rano zrobiła swoje. Czwarta zabójcza broń skończyła się dla mnie na podpaleniu i pożarze domu Merto. Gdy o 0:38 dostałem SMS'a od Kasi że wylądowała Docek obudził się. Nie powiem, nawet ze mną... pospał na miejscu Kasi, ale widać ma bardziej delikatny słuch - nie wytrzymał chrapania i wyniósł się na parter. Nie przeszkodziło mu to nijak w tradycyjnej poranne pobudce.
Pogoda na kresach nieco zmieniła się - wyż syberyjski ustępuje, ociepliło sie do -3, ale przyszły chmury. Zajrzałem na prognozę dla aniołów. Obecnie jest tam środek nocy i lekki deszcz, ale w dzień zamiast ciągłych opadów jest Chance of T-storms, 50% możliwe opady atmosferyczne. Może te procenty jeszcze spadną?
Najpierw siadłem do bloga, potem ściągnąłem pocztę. Kasia dotarła do hotelu, choć czas dojazdu był prawie taki jak czas dolotu do Londynu. oczywiście zapomniałem o jednym parametrze bloga - pewnikiem tak jest w pozostałych, stad niby-brak-zainteresowania. Powinienem dopuścić anonimowych komentatorów co niniejszym zrobiłem.
Kasia mimo deszczu w LA to ma dobrze... Owszem, może jak ja poczytać... gazetę wybiórcza, posłuchać radia tłuk efem, ale... Po co. Żeby się dowiedzieć, ze Jary organizuje kolejny seans miłości inaczej a generał jak to generał - potraktował dowódcę tutki jak... kota (wojskowego). Niech żyje nasza najjaśniejsza... pomroczność!
Biedna Kasia... Przy 9 godzinach różnicy czasu chyba warto na noc wyciszać lub nawet wyłączać komórkę. A ja jak zwykle miałem rację. Ania coby ułatwić sobie kontakty wyposażyła Ciocie Irkę w laptopa z... Linux'em. Pisałem, przekonywałem, informowałem... Są problemy i oczywiście jestem jedyną osoba, która może je rozwiązać. Jeśli to problem, że z laptopa nie można połączyć się z Kanadą to rozwiązanie jest proste. Nie ma powodu, by coś co łapało sieć w Ottawie złapało sieć w Warszawie lub Płocku. Poza tym... jaką! Jeśli to problem z Linux'em to niestety nie czuję się kompetentny. A tyle było w styczniu rabanu, zamieszania, ponaglania korespondencyjnego. Potem jak uaktywniłem się i wyraziłem opinię zapadła cisza, aż do nocnego telefonu do LA. Są ludzie, którzy uwielbiają sytuacje kryzysowe i nierozwiązywalne problemy. Ja do nich chyba zdecydowanie nie należę.
Chcemcipowiedzieć, na Partyzantów jest zupa... Wpuściłem Kasiule, Ciocię i komputer przerzuciłem na wtorek - i tak jestem w Warszawie. Docek ciurla się i wietrzy sierść, ja usiłuję zapanować nad chaosem na mojej części biurka. Pierwsza rewolucja to... podniesienie monitorów. Zawsze mnie przy nich bolała głowa. Jak pomysł się przyjmie sugeruje taką samą zmianę.
wunderground.com jest jednak super! Piękny wschód słońca nad LA... Znikają obłoczki. Popatrzyłem się na radar. Będzie pogoda!
23:14 PL czyli 14:14 LA. No i jednak udało się. Pogoda jak drut. Docek cierpi bez Pani. Wyłazi, przyłazi... Po ostatnim powrocie postanowił... odgryźć mi rękę. 6 kilo kontra 100... Zadbałem tylko, żeby nie wgryzał się w żyłę. Wygrałem... Ręka przy ciele, choć po przejściach. Docek odpuścił. Ciekawe - przy mordowaniu Pana miał prosty i nieruchomy ogon. Taki wyraz miłości? Chyba nie usiedzę przy kompie. Czekam na sesemesa...

1 komentarz: