czwartek, 19 kwietnia 2012

Lekcja demokracji uczelnianej...

Acht und achtzig Professoren, Vaterland du bist verloren... Stare powiedzenie Bismarcka odbiło mi się dzisiaj czkawką podczas kolejnej odsłony aktu wyborczego władz wydziału... Załącznik 10 do statutu stanowi: 12. Głosowanie przeprowadza się na kartach do głosowania, na których zamieszczona jest lista kandydatów w porządku alfabetycznym. A w następnym punkcie mamy: 13. Głos na danego kandydata oddawany jest przez jednoznaczne wyróżnienie jego nazwiska na karcie do głosowania. Za wyróżnione uważa się nazwisko kandydata, które nie zostało skreślone. Czyli głosowanie przez skreślanie a nie wybór jak w przypadku wyborów parlamentarnych. Jeśli jest kilku kandydatów sprawa jest oczywista - głos bez skreśleń jest nieważny i wszyscy kreślą. Ale jeśli jest jeden kandydat? Sytuacja jest trochę jak z Rejsu Piwowskiego. Wyobraźmy sobie, że do wyborczej kabinki wchodzą podczas aktu wyborczego trzy osoby i... są trzy głosy przeciw. Punkt 11 stanowi: wybór Rektora  [Dziekana także] następuje w głosowaniu tajnym. Tego typu sytuacja to parodia tajności. Albo należy nie dopuszczać do wyborów, gdzie jest jeden kandydat albo... zmusić całe kolegium elektorów do wejścia za kotarę. Stąd moje naiwne pytanie 57-latka. Czy na uczelni karta do głosowania nie może wyglądać normalnie? Dane kandydata i pole, gdzie stawiamy krzyżyk. Podobno uczeni mają kłopot z trafieniem w kratkę na skutek zbyt długiego przebywania w bibliotekach. Ale na tej samej zasadzie mogą źle skreślać. Na przykład same imię lub nazwisko (za krótka kreska) lub podkreślenie (pozytywne wyróżnienie) zamiast skreślenia. Elektorami są też studenci - lekcja, jaką otrzymali od swoich "mistrzów" jest zaiste przednia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz