Tak sobie mysle jak by nam dawal popalic Kaczafi gdyby nie mial kota. Kot lagodzi obyczaje choc bywa czasami uparty w trudny sposob.
W sobote byla po porannym deszczu ladna pogoda wiec Docek plenerowal. Wrocil dopiero przed dwunasta. Zjadl sporo chrupek i polozyl sie tuz kolo mnie w lozku. Zasypiajac slyszalem mruczenie i odglosy mycia sie. Pelnia szczescia.
W nocy zgodnie z prognoza padalo. Doc dal sie przekonac ze nie jest to pora na spacer. Wypuscil sobie suke i jak o szostej przestalostukac o dach byl bardziej stanowczy w kwestii spaceru. Teraz uroczo i zapraszjaco zalega na lozku. A ksiazka czeka...
niedziela, 15 kwietnia 2012
piątek, 13 kwietnia 2012
Barowa pogoda
Wczoraj na chwile zawitala wiosna. Ocieplilo sie na tyle ze na wybory dziekana pojechalem ubrany do figury w moja wyjsciwa czarna marynarke. Wieczorem zaczelo padac. Docek byl jednak niezlomny. Wrocil. Wypuscil suke. Potem chcial wyjsc. Dla swietego spokoju wydalem zgode. Suka sama wrocila do sionki. Kot ciurlal sie zdecydowanie dlugo. Juz spalem i obudzil mnie. Byl troche mokry. Otulilem go koldra liczac na wspolny sen w takiej pozycji. Skubany wybral spanie w nogach i nie bylo mi wygodnie. A dzis buro i ponuro. Pogoda barowa a trzeba jechac na zajecia...
środa, 11 kwietnia 2012
Kolejny etap
Moje dzielko czyli zgodnie z byla ministerialna nomenklatura podrecznik autorski zaliczyl kolejny etap. Calosc jest w zasadzie gotowa. Do zrobienia jest tylko kilka rysunkow i trzy wykresy z arkusza. No i oczywiscie moje ulubione czytanie i poprawianie. A w poniedzialek zrzucam tego klocka w oficynie i zajmuje sie ogrodkiem i domem. Odpoczywam w sypialni ogladajac kolejny raz pierwsza amerykanska szarlotke. Jakie to wielkie a smieszne maja problemy...
Doc kolejny raz na mnie wskakuje na mruczanko i pieszczotki. Czyzby chcial powtorzyc poprzednia noc. Dzis dosyc dlugo lazil i powinien juz byc zmeczony.
Doc kolejny raz na mnie wskakuje na mruczanko i pieszczotki. Czyzby chcial powtorzyc poprzednia noc. Dzis dosyc dlugo lazil i powinien juz byc zmeczony.
Dwaj panowie
Narzadko do blogowania ma chyba limit znakow. Niestety odwrocona kolejnosc zniszczyla napiecie. Wytlumaczylem kocianowi ze jak wpuscil suke to jest. Przyjal to ze zrozumieniem. Wskoczyl na lozko. Pomruczal i poocieral sie. Polozyl sie bynajmniej nie w nogach ale obok mnie i mruczac zasnal. Po czterech latach wreszcie zdecydowal sie na spatki z panem. Super.
Codziennosc
Moje wpisy sa moze lekko nudne i monotematyczne - pisze w zasadzie tylko o zwierzakach. A o czym mam pisac siedzac w domu i pracujac nad ksiazka? Wczoraj bylo nieco inaczej. Z jednej strony wciagnely mnie posmolenskie rocznicowe manewry Kaczafiego. Coz mnie tak zainteresowalo? Po pierwsze skala bedaca odzwierciedleniem skali paranoi calego spoleczenstwa. Po drugie struktura wiekowa gawiedzi. W poniedzialek pod ruska ambasada brylowali mlodzi. Podniecila ich krotka zadyma. Na Krakowskim Przedmiesciu dominowalo pokolenie emerytow. Urobek ksiazkowy byl skromny takze dlatego, ze ogarnelo mnie poswiateczne rozleniwienie wzmozone przez sloneczna pogode i smutek ze musze pracowac w domu nad ksiazka zamiast ogrodkowac.
A na odcinku zwierzatek... Kolejne odslony teatrzyku. Gapa nawet dopraszala sie zeby ja polozyc spac. Docek tradycyjnie domagal sie wypuszczenia Sary. Jak wrocil z sionki i zobaczyl Sare rozwalona na futrzaku zrbil dramatyczne mrau. Wytlumaczylem mu ze skoro ja wpuscil to jest.
A na odcinku zwierzatek... Kolejne odslony teatrzyku. Gapa nawet dopraszala sie zeby ja polozyc spac. Docek tradycyjnie domagal sie wypuszczenia Sary. Jak wrocil z sionki i zobaczyl Sare rozwalona na futrzaku zrbil dramatyczne mrau. Wytlumaczylem mu ze skoro ja wpuscil to jest.
wtorek, 10 kwietnia 2012
Co za dzien...
Moj Samsung Wave z systemem Bada nie jest az taki tragiczny. Moge niego blogowac wiec tablet ostatnio odpoczywa. Jest slonecznie ale chlodno. Docek zrobil pobudke o piatej. A mnie po swiatecznym rozleniwieniu wciaga... Dwuletnia mgla smolenska. Musze sie skoncentrowac
Czas ucieka a skrypt czeka.
Czas ucieka a skrypt czeka.
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
Prawdziwi koledzy...
Wieczor ale jeszcze jasno. docek ciurla sie a ja jem kolacje. katem oka widze przez drzwi balkonowe jak maszeruje po tarasie. gdzie docek. za chwile widze jak nasz grubcio wspina sie na siatke kolo blaszaka. koledzy wrocili z wycieczki. za chwile docek pojawil sie w oknie kolo zlewu. nie zdazylem zamknac okna a na parapecie zameldowal sie rudzik. musialem mu wytlumaczyc ze go nie jego dom. docek zjadl i wyszedl na drugi spacer. a godzine pozniej...
jak tylko uslyszalem puszke zbieglem dp kuchni. docek siedzial pod krzeslem i gapil sie w okno. a na parapecie chudzielec rudzik chrupal az echo nioslo. podszedlem powoli nie chcac go sploszyc bo nie wiedzialem jak sie zachowa. przyplaszczyl sie miauknal i zwiekszyl tempo jedzenia. lekki pat. poczekalem az skonczy i wystawilem za okno. czekam na ciag dalszy
jak tylko uslyszalem puszke zbieglem dp kuchni. docek siedzial pod krzeslem i gapil sie w okno. a na parapecie chudzielec rudzik chrupal az echo nioslo. podszedlem powoli nie chcac go sploszyc bo nie wiedzialem jak sie zachowa. przyplaszczyl sie miauknal i zwiekszyl tempo jedzenia. lekki pat. poczekalem az skonczy i wystawilem za okno. czekam na ciag dalszy
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)