czwartek, 18 sierpnia 2011

Moje pomysły!


Niestety, ten fragment jest pod koniec, a odtwarzają się jedynie pierwsze trzy minuty...

W celu umożliwienia Polakom łatwego i bezpłatnego dostępu do informacji publicznej w tym do baz danych i statystyki publicznej deklaruję, że w formule partnerstwa publiczno prywatnego z organizacjami pozarządowymi zostanie opracowany serwis internetowy, który będzie realizował te zadania. W szczególności Polacy otrzymają prawo do łatwego dostępu przez Internet do wszystkich materiałów edukacyjnych naukowych i eksperckich wytworzonych przez sektor publiczny lub na zamówienie sektora publicznego z prawem dalszego bezpłatnego wykorzystania. Serwis będzie tak zbudowany, że wyszukiwanie informacji będzie łatwe i szybkie.

Powakacyjne wstrząsy...

Tia... Urlop, urlop i po urlopie... Było super - komary jak... A potem ostatniego dnia pojawiły się ... szerszenie jak... Była straż ogniowa - pozostała niepewność, czy wrócą... Jak Jarosław i PiS...
Skoro o polityce to niech stanie się ... Macierewicz i jego wstrząsy, które obezwładniły statek (powietrzny) w smoleńskiej pułapce. Tym razem Antoś podpiera się "amerykańskim uczonym" Kazimierzem Nowaczykiem, fizykiem polskiego pochodzenia, gdańszczaninem. Pracuje w Centrum Spektroskopii Fluorescencyjnej Wydziału Biochemii i Biologii Molekularnej Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland (USA), mieszczącego się w Baltimore. Spektroskopia fluorescencyjna to ważna metoda badawcza mająca praktyczne zastosowanie m.in. w fizyce, chemii, biologii i medycynie. [...] Do parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej zgłosił się sam. - Podjąłem się tych obliczeń, dlatego że posiadam doświadczenie fizyka eksperymentalnego i moja umiejętność opracowywania danych, często głęboko ukrytych wśród szumów i zakłóceń, jest bardzo pomocna - mówi."
Specjalista od spektroskopii fluorescencyjnej przyjrzał się wykresom z raportu MAK i wyciągnął jak przystało na "amerykańskiego uczonego" śmiałe wnioski. Sławna już brzoza wcale nie zmieniła kursu tupolewa, lecz po ponad 140 metrach nastąpiło coś innego: dwa silne impulsy. Na wykresach przedstawionych przez MAK zobrazowano je jako nagłe zmiany przyspieszenia pionowego. Tak silne, że sam Nowaczyk nie może uwierzyć, że ponad 80-tonowa maszyna w ciągu ułamków sekundy doznała tak silnych zmian wysokości. - Nastąpiła zmiana przyspieszenia od 1,2 g do 0,2 g. To różnica, jaką poczuje osoba, której waga w ciągu pół sekundy zmieni się ze 120 do 20 kilogramów - tłumaczy fizyk. Dodaje przy tym, że nie wiemy, czy to cały samolot raptem (dwukrotnie) opadł w dół i wzniósł się gwałtownie do góry, czy tylko, na przykład, podniosła się część dziobowa, a opadł tył.
Nagle zmiany przyspieszenia pionowego są na wykresach MAK, ale... Nie ma żadnych zmian wysokości (to ta czerwona linia na samym dole). No to mamy problem... Uczony i fizyczny. Ten problem rozpatrywany jest chyba w szkołach! Czy możliwa jest taka raptowna zmiana przyspieszenia bez zmiany przemieszczenia? Wyobraźmy sobie ciało poruszające się ruchem jednostajnie przyspieszonym uderzające w doskonale sztywną przeszkodę. Tu oczywiście kłania się problem zderzenia sprężystego. Kulka odbije się, samochód... raczej nie. Wykres zależności droga(czas) będzie ciągły, ale będzie miał osobliwość (dziubek). Wykres zależności prędkość(czas) będzie już nieciągły - prędkość z wielkości v spadnie do zera. No to pytanie dla "uczonego amerykańskiego" fizyka - jakie bedzie przyspieszenie?
Wróćmy do naszych baranów... Zadanie jest inne. Ciało o masie m w czasie t zmienia przyspieszenie od a0 do a1 w sposób liniowy. To właśnie samolot... I jaka to była siła... Duża i szybka jak błyskawica! W ciągu 0.25 sekundy przyspieszenie działające na samolot o masie 80,000 kilogramów zmieniło się o 1.15 m/s^2. Czy to jest fizycznie możliwe? W gruzińskim toaście jest tekst - wznieśmy toast za tę siłę, co trzyma kapelusz. Ja wznoszę toast za siły umysłowe "uczonego amerykańskiego", coby starczyło mu samozaparcie w poszukiwaniu rozwiązania tej zagadki. Jednocześnie nieśmiało podpowiadam... A może warto poznać zasadę działania czujnika przyspieszenia pionowego. Weźmy prosty przyrząd służący do badania gęstości, areometr. Jak zaczniemy odwracać do góry nogami naczynko z cieczą i aerometrem to co się będzie działo? Że przez wrodzona grzeczności i kulturę nie wspomnę - co będzie, jak naczynko odwrócimy o 180 stopni...



U góry jest wykres "amerykańskiego uczonego" Nowaczyka. jest zgodny nawet co do koloru z wykresem z raportu MAK znanym od pół roku. Fakt, to boli ale "ruskie" potrafili lepiej zrobić PDF'a, czego dowód jest u dołu.

A to własnie "ruska" grafika, ładnie skalująca się w PDF'ie. "Amerykański uczony" Nowaczyk jedynie zmienił skale poziomą. Uważam to, za wybitne osiągnięcie...

Zresztą... To jest rysunek 46 z raportu MAK - tu już os pozioma jest przeskalowana. Tak więc osiągnięcie "amerykańskiego uczonego" nie jest aż tak wielkie...

Jak ktoś jest ambitny jak ja może też poszerzyć obrazek ręcznie. I tu pada pytanie być może dla niektórych paranoidalne... A może Antek jest... "ruskim" agentem działającym pod przykrywką? No bo skoro jego "amerykański uczony" ekspert po pół roku odgrzewa jako nowość raport MAK i tym raportem wali w Państwo Polskie to ewidentnie jest to działanie jak Władimira...

czwartek, 4 sierpnia 2011

Fanfarony i Syfinks...

O tych atrakcjach mówi blondyna (pewnikiem w dresiku z obowiązkowymi tipsami) w reklamie Media Markt nie tylko dla idiotów. Tak więc nastąpił ulubiony czas wakacji - Fanfarony czyli suczki i Syfinks czyli kocio rozkoszują się "państwem" cały dzień, a państwo rozkoszuje się dendrologią... Pogoda od minionego poniedziałku sprzyja!

wtorek, 26 lipca 2011

Pokręciło mi się w głowie

Od wydarzeń i od dat
Niech mi wreszcie ktoś odpowie
Kto zwariował ja czy świat

Gostek sprawdził, że metalowy pręt ściąga, a to co ściąga kopie...
Pogoda zwariowała chyba w ramach... globalnego ocieplenia. To, że w lipcu jest zimno i leje jak w listopadzie mędrcy wytłumaczą oczywiście słusznie i naukowo dwutlenkiem węgla. Ale to pikuś...
Zbankrutowała Grecja, mogą zbankrutować Stany Zjednoczone. Wilus "Cygaro" Clinton zostawił nadwyżkę 250 miliardów. Krzak i jego militarni koledzy wyprodukowali 2 biliony deficytu. A ja słyszę od rożnych geniuszy, ze wojna nakręca koniunkturę.
No i ten norweski świr... Świr świrem... Ale norweska policja reagującą na strzelaninę po ponad godzinę, bo... łódka przeciekała. A potem pomyliła się o 20 ofiar. 20 na 80, czyli o 1/4. I pytam się, czy minister lub premier podają się do dymisji a król abdykuje?
Dlatego jak słyszę o różnych lądowych kretynizmach to stwierdzam, że jest to norma świetnie wpisująca sie w ogólnoświatowy trend.

środa, 6 lipca 2011

Urwał...

Tak, "teraz Polska", teraz nasza prezydencja, teraz czas na wojnę polsko-polską w Brukseli, Strasburgu, wszędzie. Napisze mocno i otwartym kodem. Rzygać mi się chce, jak o tym słyszę. Wiem, że dziś nie ma miejsca na odpowiedzialność zbiorową, że jakaś niepolska posłanka protestowała przeciw wydawaniu kasy na gadżety - powinno się ja dać głodującym. Ale jawnie antyrządowe teksty w europarlamencie... I to głoszone jak się domyślam przez katolików (narodowo-socjalistycznych, ale katolików) jak się domyślam w ramach szeroko rozumianej miłości bliźniego... Skacze ciśnienie i nie jest tu metodą postawa obojętności. Tylko jak zmienić konstruktywnie postawy wielu polskich kretynów? Kretynów ze świata polityki... Albo inaczej - jak nie dopuścić do wyboru tego typu kretynów, co mają gęby pełne frazesów o miłości do ojczyzny, a praktycznie fajdających na jej wizerunek.
Ta choroba ma tez swoja wersje w skali mikro. Kolkokwium habilitacyjne. Jednym z recenzentów jest mój ulubiony ex-dziekan, emerytowany pracownik mojego wydziału, pełnoetatowy pracownik konkurencyjnej uczelni posługujący się tam adresem mejlowym mojego wydziału. No i podczas kolokwium ku zdziwieniu trzech zewnętrznych recenzentów rozpoczął wywody na temat tego, że on nie ma z tym wydziałem i z tą uczelnią nic wspólnego. Wewnętrznie możemy sobie powiedzieć bardzo wiele, nawet w sposób mięsny. Ale dalibóg po co prać publicznie własne brudy, po co ekshibicjonistycznie obnażać własne problemy i słabości...
Mówię o tym fizyka dużych ciśnień... Życie stawia nam coraz więcej wyzwań, mamy coraz więcej trudności by im sprostać. I najczęstszą reakcja jest... dowalić komuś. Tuskowi na forum parlamentu europejskiego, mojemu wydziałowi na kolokwium habilitacyjnym, mnie ... na zebraniu. Potrafię oddać i to nawet skutecznie. Tylko po co mam to robić? Nie można normalnie żyć, współpracować? A jeśli mamy jakieś ukryte fobie, strachy to czy nie lepiej skorzystać z pomocy specjalisty?

sobota, 2 lipca 2011

Klub dyskusyjny

Serialu o zebraniach ciąg dalszy, bo w piątek odbyłem kolejne zebranie. Poza ustaleniem woli próby stworzenia centrum egzaminacyjnego i szkoleniowego ECDL zebranie przyniosło mi kolejne przybliżenie odpowiedzi na pytanie - skąd w młodych (fakt, pracujących dla bu-bu czyli budżetowego burdelu) ludziach to pragnienie zebrań.
Wydaje mi się, że zebranie stanowi znakomite usprawiedliwienie dla... bierności. Skąd to przeświadczenie? Przed zebraniami wysyłałem mejle z agendą i materiałami do zapoznania się. Panowie informatycy radośnie stwierdzili, że... nie mieli czasu na zapoznanie się z pocztą, ale miel czas na półtorej godziny klubu dyskusyjnego, na którym (co jest dla mnie oczywistą stratą czasu) omawiałem to, co napisałem. Celowo nie poruszyłem dwóch spraw z mejli - wniosku o badania statutowe na 2012 rok i platformy mahara do tworzenia e-portfolio. Skoro nie poruszyłem to znaczy nie ma sprawy. Ale przecież wszyscy doskonale wiemy, że poruszanie sprawy nie oznacza niczego konstruktywnego dla samej sprawy. Ile to bardzo ważnych spraw jest poruszanych niekonstruktywnie na wydziałowych zebraniach informatycznych. Padają tylko słowa klucze powtarzane jak kretyńska mantra: 431, oprogramowanie, konta, informatyzacja, wkład własny itd itp.
Zebranie jako forma klubu dyskusyjnego albo miejsca, gdzie się dowiaduje, że nic co zaplanowane nie jest wykonane są dla mnie nie do przyjęcia. Kropka. Mogę oczywiście doprowadzić do sytuacji, w której miłośnicy zebrań wymiękną - mam namyśli codzienne zebrania, ale nie o to chyba chodzi...
Tu chodzi o pewien pragmatyzm działania. O konstruktywną krytykę a nie wieloprzymiotnikowe krytykanctwo. Mój list w sprawie oprogramowania był zły, bo był za długi. Ale nie usłyszałem żadnej konstruktywnej rady, jak go skrócić. Pamiętam draft pisemka bodaj o przejściu na Windows 7. Był zły ale jako ten idiota starej daty zamiast odesłać do poprawki zabrałem się sam za poprawianie. Obiecuję sobie w tej kwestii zastosować się do sposobu działania moich młodszych kolegów - tekst jest zły, proszę za sześć godzin przedstawić nową poprawna wersję.