czwartek, 31 marca 2011
Szare polo...
Po rozmowie z Kasią ustaliliśmy mój plan na ostatni wieczór w Santos. Ponieważ mam autobus o 9 a potem o 12 a samolot po 16 o lepiej być za wcześnie na lotnisku niż narobić w spodnie w Santos. Zamiast wieczornego spaceru i porannej kąpieli miałem w planie tylko wieczorną kąpiel. Założyłem moje czarne poprawne politycznie reformy, sandały, szare polo i okulary. Na plaży po nocnej ulewie wymiotło krzesełka. A że jest ona płaska jak deska i jedynym elementem wyróżniającym się była przenośna wieżyczka ratownika powiesiłem tam moje ulubione, szare, indyjskie, lekko sprute i dziurawe polo. Okulary zostawiłem na nosie ze względu na orientację, a sandałow nie zdejmowałem, ze wględu na gówno, w które wdepłem. No i miałęm rację! W pewnej chwili zauważyęm, że wieżyczka zniknęła a wraz z nią moje ulubione i kultowe polo. Ku chwale ojczyzny zostały sandały za 60 reali i okulary za 400 złotych. Potem miałem jeszcze jedną przygodę. Zobaczyłęm coś czarno-białego. Piesek. Coś tam do mnie zagadał, machnął ogonkiem... Powiedziałem sobie, że nie zamarznie i nie umrze raczej z pragnienia (sporo tu pada...) i pobiegłem do hotelu... Za bardzo lubię zwierzaki!
Zwiedzanie 2
Opowiedziałem już wszystko Kasi, może jednak poza nią ktoś to czyta, więc stukam... Z racji upału użyłem mojego ulubionego autobusu (trolejbusu) linii 20. Na miejscu byłem tuż przed odjazdem pierwszego kursu tramwaju. Tym razem komentatorka trasy (przewodniczka) była anglojęzyczna i dowiedziałem się, że wbrew informacji na bilecie tramwaj nie staje koło stacji kolejki górskiej na Mont Serat. Staje kawałek dalej, ale i tak przewodniczka doradzała mi nie wysiadać z tramwaju bo... w następnym może nie być miejsc. Co więcej do tej stacji jest blisko (jak wszędzie w centrum Santos). Zadałem jej pytanie, czy dojście jest bezpieczne. Lekko się oburzyła - taki był to jej of course. Nie chciałem jej opowiadać historii życia - Durbanu i rad babci spod katedry. Spytałem się, czy zna polski. A po negatywnej odpowiedzi podsumowałem całość tekstem wal się mała...
Tramwaj już był, więc przechodzę do kolejki górskiej. Dotarłem na stację bez problemu. Na górze widok oczarował, a kościółek rozczarował. Znowu był w robocie PhotoShop! Wypiłem pyszną kawkę i zjechałem na dół, na dalsze zwiedzanie i zakupy. Odwiedziłem kilka sklepów gdzie nie było niczego typowo brazylijskiego. Odwiedziłem cztery kościółki, z których tylko jeden (pierwszy) totalnie rozczarował. Do drugiego przebijałem się wzdłuż torów lekko zrujnowaną ulicą. Na końcu był postawny murzyn, który coś do mnie zagadał. Spytałem się szybko czy zna polski i z uśmiechem powiedziałem to, co przewodniczce - wal się misiu... Kościółek z 1620 roku był wart tej chwili strachu. Dwa ostatnie kościoły nie powaliły, ale nie były taką totalną porażką jak ten pierwszy. Do domu wróciłem oczywiście moim ulubionym pojazdem linii 20.
Tramwaj już był, więc przechodzę do kolejki górskiej. Dotarłem na stację bez problemu. Na górze widok oczarował, a kościółek rozczarował. Znowu był w robocie PhotoShop! Wypiłem pyszną kawkę i zjechałem na dół, na dalsze zwiedzanie i zakupy. Odwiedziłem kilka sklepów gdzie nie było niczego typowo brazylijskiego. Odwiedziłem cztery kościółki, z których tylko jeden (pierwszy) totalnie rozczarował. Do drugiego przebijałem się wzdłuż torów lekko zrujnowaną ulicą. Na końcu był postawny murzyn, który coś do mnie zagadał. Spytałem się szybko czy zna polski i z uśmiechem powiedziałem to, co przewodniczce - wal się misiu... Kościółek z 1620 roku był wart tej chwili strachu. Dwa ostatnie kościoły nie powaliły, ale nie były taką totalną porażką jak ten pierwszy. Do domu wróciłem oczywiście moim ulubionym pojazdem linii 20.
SuPa...
Napadało, a teraz świeci słońce i ten cały towar paruje. Byłem na spacerze do kościółka i pinakoteki. Szedłem plażą i musiałem wstąpić do hotelu, żeby się wykąpać. Nieziemska parówa, ale jadę jeszcze raz na starówkę. Wszak nie dla samej przyjemności konferowania tu przyjechałem. Ale jadę a nie idę... Aż taki masochista to ja nie jestem. W sumie jak zwykle brazylijska samba w rytm sinusoidy. Przestało padać, wyszło słońce to zrobiła się parówa. Po wyłączeniu kompa powrócił kontakt z komórką, ale zainstalował się FireFox 4 i zniknęła sieć. Po spacerze FireFox 4 nadal jest obecny, za to wróciła sieć... Suma problemów jest stała.
Zwiedzanie 1
Wystartowałem o 13:40. Równolegle ze mną podążał w tym samym kierunku inny uczestnik, bodaj Czech albo Słowak. Gdzieś tak po pół godzinie nasza dwupasmówka wbrew planowi zwęziła się. Czech skręcił w lewo, ja za nim. Potem w prawo, ja też. No i znalazłem się pod katedrą. Czech nie skorzystał, ja wszedłem. Wiedziałem, że to neogotyk z XX wieku, ale rozczarowanie było większe. Potem zwiedziłem placyk pod katedrą, gdzie zagadnął mnie gostek. Nie wyglądał na lumpa, nie znał angielskiego więc mu powiedziałem do widzenia. Zorientowałem mapę i ruszyłem z kamerą w ręku w kierunku pozostałych zabytków. Zaczepiła mnie kobitka. Stwierdziła turisto, pokazała na kamerę i pokręciła głową. Spociłem się jeszcze bardziej. Powtórka z Durbanu? Schowałem kamerę, plecaczek przerzuciłem na klatę, mocno chwyciłem parasol i ruszyłem dalej mając oczy dookoła głowy. Dotarłem do główniejszej ulicy i potem znalazłem przecznicę, dzięki której cały i zdrowy przedarłem się na główny plac gdzie jest ratusz miejski. Po kolejnym zorientowaniu mapy odnalazłem muzeum kawy. Znowu nie powaliło - liczyłem na eksponaty, były przede wszystkim fotografie. W kafejce typowy ekspres, wypiłem kawę, ale liczyłem na kogoś w stroju przed lat robiącego kawę w tradycyjny sposób. Myślałem, że kupię próbki w hermetycznie zamkniętych opakowaniach - sypali do papierowej torby.Drugi punkt zwiedzania to był zabytkowy tramwaj. Planuję powtórzyć tę wycieczkę, bo jedzie on przez miejsca, do których pieszo bałbym się wejść.
Powrót autobusem. Potem tradycyjne zakupy, guarana i big-mac. W hotelu rozmowa z Kasia. o 19:30 postanowiłem przed kąpielą i blogowaniem obejrzeć meczyk. Obudziłem się o północy bo chciało mi się siku. Zdecydowałem się kontynuować sen i udało się pospać do piątej rano. Jestem więc ciągle w polskiej strefie czasowej - śpię od północy do dziewiątej rano...

Finis Coronat Opus...
Jakie dzieło, taki koniec... Kończ waść, wstydu oszczędź... Prawdziwych mężczyzn (i konferencje) poznajemy po tym, jak kończą. Wczoraj na obradach plenarnych były same ruskie, prezenterzy i ja. Ruskie coś chyba świętowały, bo były nieco zmęczone. Ktoś podobno widział kiedyś w hotelu ruskiego uczonego z walizką wódki - biez wodki nie razbiriosz... Szczególnie zmęczona, co już było widać podczas hotelowego śniadanka była cyryliczna blondyna, ta mniejszego rozmiaru. Po tej dużej nie było niczego znać - ma większa pojemność...
Mirek o amerykańskiej delegacji mówi czwarta liga. Poczułem się dumny - nawet Dolcan Ząbki, sportowa duma i chluba powiatu wołomińskiego gra w pierwszej lidze. Występowała parka z komitetu organizacyjnego i naukowego. W nagrodę czy za karę? Najpierw mąż swojej żony gaworzył o tym, jak zakładał ze studentami wodociąg w Ekwadorze, a ja zastanawiałem się, co to ma wspólnego z kształćeniem inżynierów na rzecz społeczeństwa informacyjnego. Potem była żona swojego męża o imieniu Thereza (latynoski element?) i mówiła o tym, o czym ja mówiłem... sześć lat temu. Zagadnąłem ją, mam (chyba nie zgubiłem...) jej wizytówkę, sprawdzę ją.
Sesje tematyczne (techniczne według organizatorów) odbywają się ... losowo. Łączone są po kilka, a nawet po połączeniu brak jest prelegentów. Ponieważ nie zabrałem programu kryterium miałem proste - mniej ruskich na sali. W jednej była ponad dziesiątka (zabrakło mi palców...) w drugiej trójka, wybrałem mniejsze stężenie. Od kiedy przestaliśmy być wasalem sowietów wolę wino i piwo zamiast wódki. Pierwszy był ruski z Kaliningradu, sympatyczny, kiedyś zagadnął mnie pod hotelem, bo mu się delegacja zagubiła. Opowiadał o szkole morskiej, a ja nawet nie usiłowałem doszukiwać się związków z tematyką konferencji. Ogólny był - kształcenie inżynierów. Potem nastąpiła zmiana sali - nie działał projektor i ruski zrobił przemówienie z kartki. Niemiec z Hamburga, ten którego poznałem na muzycznym koktajlu mówił na temat ... zrównoważonego rozwoju. Też mógłbym opowiedzieć takie rzeczy... Trzecia w kolejce Słowaczka ... straciła głos. Tak więc zamiast ośmiu były dwa referaty. Chciałem zmienić salę, ale ta druga była napakowana ruskimi w opór. Właśnie przemawiał rektor z Kazania, oczywiście po rusku, tłumaczyła go kolejna z ekipy panienek... profesorek. Zszedłem na dół - ulewa. Kawy już nie było. Zagadnąłem nową ostać wśród organizatorów - młodą dziewuszkę, którą zapytałem gdzie mogą kupić parasol i jak nie w Brazylii otrzymałem pełną informację. Potem pogadałem z Portugalką, tą z pierwszego dnia. Spytała się, czy wszystko OK. Ze mną tak, z konferencją... Tu zawiesiłem głos. Potem uświadamiałem ją na temat polsko ruskich relacji i katastrofy smoleńskiej.
Obiadek spożywałem oczywiście z Mirkiem. Był na tej ruskiej sali i nie odpuścił rektorowi. Zadał proste pytanie i ... usłyszał 20 minutowy referat na zupełnie inny temat. Zjadłem sporo, bo miałem w planie piesze zwiedzanie. Udało się też w towarzystwie Mirka wyśledzić sklep z parasolami. Ceny wystartowały od 89 Reali. Kupiłem model za 26 i... przestało padać. Ponieważ sporo zjadłem poczułem wolę nadania paczki. Wróciliśmy więc z Mirkiem na sale obrad. Dowiedziałem się od niego, że nie będzie bankietu, bo nie ma chętnych. Chociaż byli chętni - my dwaj - nie było żadnej sesji technicznej. Zastanawiam się, czy poza organizatorami ktoś był na zakończeniu....
Mirek o amerykańskiej delegacji mówi czwarta liga. Poczułem się dumny - nawet Dolcan Ząbki, sportowa duma i chluba powiatu wołomińskiego gra w pierwszej lidze. Występowała parka z komitetu organizacyjnego i naukowego. W nagrodę czy za karę? Najpierw mąż swojej żony gaworzył o tym, jak zakładał ze studentami wodociąg w Ekwadorze, a ja zastanawiałem się, co to ma wspólnego z kształćeniem inżynierów na rzecz społeczeństwa informacyjnego. Potem była żona swojego męża o imieniu Thereza (latynoski element?) i mówiła o tym, o czym ja mówiłem... sześć lat temu. Zagadnąłem ją, mam (chyba nie zgubiłem...) jej wizytówkę, sprawdzę ją.
Sesje tematyczne (techniczne według organizatorów) odbywają się ... losowo. Łączone są po kilka, a nawet po połączeniu brak jest prelegentów. Ponieważ nie zabrałem programu kryterium miałem proste - mniej ruskich na sali. W jednej była ponad dziesiątka (zabrakło mi palców...) w drugiej trójka, wybrałem mniejsze stężenie. Od kiedy przestaliśmy być wasalem sowietów wolę wino i piwo zamiast wódki. Pierwszy był ruski z Kaliningradu, sympatyczny, kiedyś zagadnął mnie pod hotelem, bo mu się delegacja zagubiła. Opowiadał o szkole morskiej, a ja nawet nie usiłowałem doszukiwać się związków z tematyką konferencji. Ogólny był - kształcenie inżynierów. Potem nastąpiła zmiana sali - nie działał projektor i ruski zrobił przemówienie z kartki. Niemiec z Hamburga, ten którego poznałem na muzycznym koktajlu mówił na temat ... zrównoważonego rozwoju. Też mógłbym opowiedzieć takie rzeczy... Trzecia w kolejce Słowaczka ... straciła głos. Tak więc zamiast ośmiu były dwa referaty. Chciałem zmienić salę, ale ta druga była napakowana ruskimi w opór. Właśnie przemawiał rektor z Kazania, oczywiście po rusku, tłumaczyła go kolejna z ekipy panienek... profesorek. Zszedłem na dół - ulewa. Kawy już nie było. Zagadnąłem nową ostać wśród organizatorów - młodą dziewuszkę, którą zapytałem gdzie mogą kupić parasol i jak nie w Brazylii otrzymałem pełną informację. Potem pogadałem z Portugalką, tą z pierwszego dnia. Spytała się, czy wszystko OK. Ze mną tak, z konferencją... Tu zawiesiłem głos. Potem uświadamiałem ją na temat polsko ruskich relacji i katastrofy smoleńskiej.
Obiadek spożywałem oczywiście z Mirkiem. Był na tej ruskiej sali i nie odpuścił rektorowi. Zadał proste pytanie i ... usłyszał 20 minutowy referat na zupełnie inny temat. Zjadłem sporo, bo miałem w planie piesze zwiedzanie. Udało się też w towarzystwie Mirka wyśledzić sklep z parasolami. Ceny wystartowały od 89 Reali. Kupiłem model za 26 i... przestało padać. Ponieważ sporo zjadłem poczułem wolę nadania paczki. Wróciliśmy więc z Mirkiem na sale obrad. Dowiedziałem się od niego, że nie będzie bankietu, bo nie ma chętnych. Chociaż byli chętni - my dwaj - nie było żadnej sesji technicznej. Zastanawiam się, czy poza organizatorami ktoś był na zakończeniu....
środa, 30 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)