poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Mord czy ludobójstwo...

Przypomina mi się stary dowcip - synek kryminalista jest sądzony za zabójstwo matki. Tłumaczy, że matka własnie obierała nożem banana, wstała, pośliznęła się na skórce, upadła na nóż... Sędzia stwierdza, że są trzy rany. Synalek odpowiada - ona tak jeszcze dwa razy wstawała i upadała na nóż... W TOK FM trwa własnie dyskusja terminologiczna, jest na ten temat artykuł w gazecie. Jestem człowiekiem kompromisu. OK, zgodnie z normami prawa międzynarodowego trzeba udowodnić, że to ludobójstwo. Ustalmy więc, czy to jest zbrodnia? A jeśli nie zbrodnia to co, bo skąd ruskie wzięłyby te dwadzieścia tysięcy bananów... Podobnie można w ramach poprawności politycznej użyć słowa mord - parz brak skórek od banana. No i słowo masowy... Tu może być kłopot - wujek Stalin miał o wiele większe osiągnięcia, na Ukrainie wykończył kilka milionów. Ale to ewentualnie jestem gotów odpuścić. Tak więc nie za trudne dla ruskich określenie zbrodnia ludobójstwa ale politycznie poprawna zbrodnia masowego mordu. No i powstaje problem... Bo ludobójca brzmi tajemniczo i eufemistycznie, a morderca jednoznacznie. Ruskie mordercami... Znowu afera i problem. Zostaje tylko skórka od banana. Tylko czy ciemny lud to kupi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz