wtorek, 26 kwietnia 2011

Święta i po świętach...

Przygotowania
Na przygotowania do świąt Kasia wzięła nawet na czwartek i piątek urlop. Ja też wystartowałem do prac dopiero we czwartek, bo we środę była długa rada wydziału, o czym być może będzie w osobnym wpisie. Uff... Zdradzam - udało się doprowadzić dom i działkę do względnego porządku. Okna zostały umyte, a jest tego sporo, sterty gałęzi po przycinkach i wycinkach udało się spalić. Zakupy były w dwóch ratach - w piątek i w sobotę i jak zwykle okazały się nadmiarowe. Do obecnej chwili drzwiczki od lodówy nie domykają się. Przygotowania cielesne uzupełniło triduum paschalne.

Niedziela
Rozpoczęliśmy śniadaniem u nas. Pogoda dopisała, kawusia i mazurki (Kasia upiekła przepyszne) były już na tarasie. Po chwili przerwy był obiad na Partyzantów. Po kolejnej krótkiej przerwie rozpoczęła się u nas niezobowiązująca kolacja. Uroczystość była podwójna - kwiecień w nie obfituje... Moje kolejne 18-te urodziny i kolejna, pierwsza rocznica ślubu. Matka Improwizacja podpowiedziała mi, żeby puścić z projektora pierwsze z sześciu kaset. Dwie godziny minęły błyskawicznie. Choć był to film niemy - nie podłączyłem jeszcze do mojego kina domowego głośników - jaja (wielkanocne) były jak berety (moherowe?). Hitem był problem Kasi z trenem...

Poniedziałek
Rozpoczął się on od kolejnego występu bielanek. Przyznaję się, że kolejne przedstawienie było dla mnie jak zwykle powodem lekkiego wzruszenia. Potem była wizyta na cmentarzu i obiad u cioci. Długo, bo rzadko, za rzadko tam bywamy. Biesiadowaliśmy ponad pięć godzin, a była to przede wszystkim biesiada słowna. Wujek jest w stanie bez zmian - wierzę, że nas poznał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz