piątek, 23 marca 2012

Wielki dzień...

W zasadzie procedura spisywania sprzętu, który używam w domu w postaci procedury sprowadzającej się do przywożenia tegoż sprzętu na uczelnię. Wpisuje się to znakomicie w procedury mojego ukochanego państwa polskawego, gdzie samolot z premierem i prezydentem lądowały w zasadzie w kartoflisku, gdzie na szybkiej trasie kolejowej CMK dyżurny ruchu ma przestawiać wajchą zwrotnice. Wstyd i żenada. Cala inwentaryzacja gdzie samych komputerów jest kilkaset prowadzona jest ręcznie, choć są do tego wyspecjalizowane programy. Obawiam się, że polactwo było, jest i będzie głupie przed szkoda i po szkodzie! I nie chce mi się pisać, że już 20 lat temu jak byłem w Holandii na TU Delft i w Niemczech na TU Essen widziałem, że na uczelni może być inaczej. Informatycy są po to, aby wspomagać prace dydaktyków i naukowców a nie po to, by leczyć na nich swoje kompleksy i udowadniać wyższość.  Tam informatyków o nic nie trzeba było się prosić, to oni pytali się, czy nie ma problemów. A rysunki do publikacji i jej przepisywanie wykonywały sekretarki. Jak to dobrze, że niedługo kończę 57 lat! Im krócej w tym u-bu-bu tym lepiej dla mojego zdrowia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz