wtorek, 27 grudnia 2011

Aniolek

Pomnik Lecha nie powstal. Zamiast a moze dodatkowo mamy Pomnik Aniola Stroza Ziemi Wolominskiej. Stanal na rondzie... solidarnosci. Podobno zwiazkowcy sie burza. Jak wyp...chna aniolka z ronda to dopiero bedzie kabaret!

czwartek, 27 października 2011

Pomnik

Ta wiadomość zastała mnie o 6:20 rano w łazience. Gdybym się golił mogłoby być "po ptakach". W Wołominie ma stanąć na placyku przed Urzędem Miejskim pomnik Lecha Kaczyńskiego. Od dwóch tygodni obserwowałem prace tam prowadzone. Irytowało mnie, że burmistrz poprawia sobie chodniczek, a ja nie mam gdzie zaparkować pod stacją. Ale jak się okazało problem jest głębszy i poważniejszy. No to mam kilka propozycji...
Po pierwsze krzyż sprzed pałacu powinien znaleźć godne miejsce obok tego pomnika. W następnym kroku proponuje sprowadzić do Wołomina wrak TU. Pustych miejsc jest multum. Jest gdzie go upamiętnić. No i ostatni pomysł - na Wawel do krypty jest daleko. Jakby tak gdzieś w Wolominie zrobić mauzoleum, no to można by przenieść...
Dla chętnych z niskim ciśnieniem kilka linków:
Facebook - nie chcę pomnika
Petycja w sprawie budowy pomnika
Pierwszy taki pomnik
Projekt pomnika

poniedziałek, 10 października 2011

Już po wszystkim...

Nie powiem, denerwowałem się o wyniki. A jak sobie teraz czytam, co niektórzy wygadują... zacności ex-senator Romaszewski to nawet jest zadowolony, ze nie musi siedzieć w takim Senacie... W parlamencie są... obie żony Gosiewskiego. A porzucona żona Kurtyki, niby wdowa mówi: Musimy podejść do naszej przyszłości bardziej merytorycznie. Musimy się zastanowić, co zrobić, by nasz kraj nie został zniszczony. We wczorajszym dniu rząd Platformy Obywatelskiej nie został wybrany przez naród, tylko przez społeczeństwo. Narodem jesteśmy my! Dla narodu, ojczyzna ma swoją wartość, a suwerenność jest rzeczą najwyższą. Ja w tym parlamencie naprawdę bym się nie odnalazła. Nie odnalazłabym się w senacie razem z Bogdanem Klichem. Nie odnalazłabym się z posłami i senatorami, którzy głosowali, by nad katastrofą smoleńską rozciągnąć parasol milczenia - przekonywała. Dodała ponadto, że głównym powodem przegranej PiS w wyborach są media. - Musimy mieć własne media! Bez tego nie ruszymy. Inaczej, nie mamy szans w dzisiejszym świecie. Prawda jest taka, że ten ma władzę, kto ma media, przekonaliśmy się o tym po raz kolejny - mówiła.
Czekam z utęsknieniem na głos Rymkiewicza, który tak pięknie i poetycko mówił po poprzedniej porażce Jarego: Jebał was pies! Nie interesujecie mnie, róbcie sobie, co chcecie, idźcie sobie do Europy albo gdzie indziej, gdzie się wam podoba. Tu jest nasz kraj – wolnych Polaków. Jedna czwarta, która głosowała na Kaczyńskiego, to zupełnie wystarczy, żeby być wolnym narodem.
A co z Wami PiSiorki ma zrobić ten pies Rymkiewicza?

piątek, 7 października 2011

Psychoza i spisek...

Nieco ponad 22 lata temu 4 i 18 czerwca 1989 roku byłem mężem zaufania w pierwszych prawie w pełni wolnych wyborach w Polsce. Jaka była praktyka PRL większość młodych ludzi po prostu nie wie. Wyniki były fantastyczne. 99.9% frekwencja i 99.9% poparcia dla liderów PZPR. Faktycznie, tych magików trzeba było obserwować. Do końca życia pozostanie mi w pamięci zdziwienie Towarzysza Przewodniczącego Komisji, gdy zobaczył, jakie są wyniki. Ale jeśli ktokolwiek porównuje dzisiejsze wybory do tych sprzed 22 lat powinien się leczyć. Psychoza i spisek to domena psychiatrii.


niedziela, 2 października 2011

Parkinson kontra Alzheimer

Wczorajszy numer przejdzie do historii. Dosyć dobrze wiem dlaczego zakonotowałem sobie jako godzinę Inauguracji Roku Akademickiego jako ... 15 i pojawiłem się dokładnie po uroczystości? Skąd ten błąd? Ano na stronie wydziałowej formatowałem tę wiadomość i "rzeźbiłem" 15 jako indeks górny. I mi się wryło...
Dziekan był zadziwiony moja obecnością po czasie w pełnym galowym umundurowaniu. Na pocieszenie opowiedział mi kawał. Co jest lepiej mieć: Parkinsona czy Alzheimera. Parkinsona, po się połowę lufki wychlapie, ale resztę można łyknąć...
A ja zupełnie nieprzypadkowo natrafiłem w ostatnim numerze Polityki na artykuł: Pamiętajcie o Alzheimerze...

Tym sie nie martwPowody do niepokoju
Wczesne objawy Alzheimera
Trudności ze znalezieniem kluczyCzęste chowanie rzeczy w dziwnych miejscach
Zapominanie słówZapominanie nazwisk członków rodziny i nazw rzeczy
Zapominanie szczegółów rozmowyCzęste zapominanie o odbytej rozmowie
Trudności ze zrozumieniem instrukcjiTrudności z wykonaniem zadań zgodnie z instrukcja
Zapominanie o zapłaceniu rachunkówTrudności z płaceniem rachunków
Sporadyczne skręcanie w nieprawidłowa stronęGubienie się w znajomych miejscach

Powiem tak - kluczy szukam ciągle, a rzeczy nie chowam tylko raczej trzymam na wierzchu...
Słów nie zapominam, pamiętam je niestety nawet za dobrze.
Podobnie pamiętam szczegóły rozmowy - znam wielu, którzy zapominają politycznie o odbytej rozmowie, dlatego najchętniej rozmawiam na piśmie.
Nie mam kłopotów ze zrozumieniem instrukcji, bo ich najczęściej nie czytam.
Permanentnie zapominam o płaceniu rachunków.
A co do do skrętu - politycznie od lat jestem skręcony (politycznie) w jedna stronę...

piątek, 16 września 2011

WIP

Jestem już WIP'em (WIrtualnym Pracownikiem) i mam zamiar być nim w coraz większym stopniu. Wczoraj byłem w Kielcach. Samochodem... Czas przejazdu cztery godziny. Dwie to odcinek Wołomin-Janki, pozostałe dwie Janki-Kielce. Jazda do Warszawy i po Warszawie to więcej niż horror. I to bez względu na porę dnia - rano czy wieczorem. Najlepiej jest jeździć nocą?

Wdepłem...

Tym razem "wdepłem" nieco inaczej... Ku zgrozie Kasi nabyłem pierwszy (i dla mnie ostatni) numer szmatławca Sakiewicza, czyli Codziennej Gazety Polskiej. A tam był tekst o tym, że kolejny polsko-amerykański uczony już wszystko wie co i jak. Tym razem miałem zamiar do faceta napisać, znalazłem komplet informacji o nim a tu... Okazało się, że w mojej ulubionej technologii webcastingu umieścił razem z tym specjalistą od wstrząsów ponad godzinna prezentację, gdzie jest wykonana programem LS Dyna chyba porządna symulacja MES, taka, jaką MIT i Purdue robiły dla wierz WTC. Cóż... Zeszliśmy na rozsądny grunt dysputy naukowej. W modelowaniu numerycznych istotny jest dobór parametrów obliczeniowych. Czy ktokolwiek pokusi się o zbudowanie "alternatywnego" modelu? Jak łatwo się domyślać w prezentacji skrzydło pozostaje prawie nienaruszone, na pewno nie ulega zniszczeniu. Dla chętnych i dociekliwych adres prezentacji. Najciekawszy fragment jest pod koniec...

Stare Dobre Małżeństwo


SDM tradycyjnie zawitało do Wołomina. Ponad dwie godziny koncertu to była uczta. A nowa płyta Maszeruj z chamem jest odjazdowa. Tak... Maszerujemy z rożnymi chamami, którzy zapomnieli gdzie jest ich miejsce.

Co się stało Kazikowi...

Z zasady nie czytam wpisów na forach. Spojrzałem na "Dzień na żywo" i wpisy. Zbaraniałem. Wywiad z Kazikiem i te jednoznaczne teksty. Pewnikiem zrobi kapelke z Pospieszalskim...
Lech Kaczyński powinien mieć pomnik w Warszawie?
- Oczywiście, że powinien.
Bez względu na opinie o nim – zginął na posterunku, pełniąc obowiązki głowy
państwa, a nie u siebie na działce, zabijając się szpadlem. A poza tym – czy nam
się to podoba czy nie – był najlepszym prezydentem Polski ostatniego
20-lecia.
- Głosowałeś w ostatnich wyborach na PO.
- Głosowałem, ale z
własnej ignorancji i z ulegania baraniej panice - ulegając panice
antypisowskiej. Tego żałuję. Daleki jestem od tego, by w czambuł potępiać rządy
PiS. Dla mnie i dla mojej kieszeni to był bardzo dobry czas. Znieśli podatek od
darowizny, od spadku, zmniejszyli dochodowy. Niestety kompletnie nie umieli
sobie poradzić z wizerunkiem w mediach, czego i ja jestem najlepszym dowodem,
widząc w nich wcielone zło. Ale ja to głupek jestem.
- Jak trafiłeś na
Teneryfę, gdzie masz dom?
- Zaczęło się od wycieczek na wakacje i wyjazdów do
kuzyna, który mieszka tam od lat 80. To on wpadł na pomysł, żebym coś kupił na
wyspie. Miałem wtedy trochę gotówki – starczyło na wkład własny. Wystąpiłem tam
o kredyt, kupiłem dom i jeżdżę tam na 4-5 miesięcy w roku.
Nie bede palil i wyrzucał płyt Kultu, a zacytuje Kazika - ale to ja głupek jestem. No! Cwany głupek, pierwszy realizuje hasło Jarego, że Polacy mają się wylegiwać w Egipcie.

czwartek, 1 września 2011

Pan to może...

Jest to stara anegdotka o Antonim Słonimskim. W dawnych latach PRL na zjeździe pisarzy sowiecki kolega zadał mu pytanie, gdzie można się wysikać. Słonimski spojrzał i stwierdził: Pan to może wszędzie i wszystko...
Jary grzał z Wrocławia do Warszawy 140 km/h w obszarze zabudowanym. Pewnikiem spał i nic nie wiedział. A to że być może na przykład kazał kierowcy dojechać w dwie godziny to już inna historia. Gdyby miał miejsce wypadek to... Byłby piękny pogrzeb? Może, ale przede wszystkim byłby to początek ujadania, że to wina Tuska. No bo kierowca nie został poinformowany o sensie znaku ograniczenia prędkości itd. itp. Jak sobie niestety myślę czasami o Jarym, to sobie myślę, że jemu się wydaje, że on może wszystko i wszędzie. Jak ten sowiecki pisarz z anegdotki...

Drożej, gorzej i...

Choć świeci słonko i z nieba nie leje się upał tekst będzie lekko defetystyczny. Podrożała komunikacja - dziś wyprawa do Wasiawaki to 19 złotych. Jest drożej ale... gorzej. W pociągu o 9 rano ścisk - jechałem na stojaka. Potem długie oczekiwanie na tramwaj - co się zacznie dziać, jak zaczną robić koło Wileńskiego metro. A w metrze problem - pociąg tylko do stacji Centrum, bo na Politechnice ktoś zostawił siatkę. Metro jest bardziej pojemne niż tramwaj - jak się wciskałem i jak jechałem można sobie wyobrazić. Coraz bardziej chce mi się być telepracownikiem.
Ale jak człowiek pojawi się na uczelni to ma darmowy kabaret. Jak się umówić ze studentami po 8 miesiącach od zakończenia zajęć na sprawdzian poprawkowy. Pierwszy, który napisał w tej sprawie został odpowiedzialny za ustalenie terminu. Ustalił, ja zorganizowałem sprawdzian, ale... Diabeł tkwi w szczegółach. Studenci dowiedzieli się od swojego kolegi, że sprawdzian będzie... miesiąc później. No i pojawił się problem... Rozwiązanie jest proste - kolejny termin, ale to kolejna strata czasu i nerwów. A problem pozostaje - jak kontaktować się w przestrzeni wirtualnej ze studentami poza czasem zajęć? Okazało się na przykład, że jeśli w rozkładzie sesji jest egzamin w godzinach 9-11 to nie oznacza wcale, ze można zrobić sprawdzian o 12... Bo potem "zwyczajowo" jest coś jeszcze, czego nie umieszczono w harmonogramie. Paranoja? Nie, klasyka u-bu-bu czyli uczelnianego budżetowego burdelu.
A na koniec szok. Jeden ze studentów zaproponował poniekąd słusznie - nie przejmujmy się nieobecnymi, załatwmy nasz interes. Lekko mnie ciepło i zadałem mu pytanie - rocznicę jakiego wydarzenia obchodzimy 31 sierpnia. Oczywiście nie widział. W Brukseli otwierany jest pasaż Solidarności 1980, a student nic nie wie o... solidarności. Był więc krotki wykład w ramach uczelnianej lekcji wychowawczej...

środa, 24 sierpnia 2011

Niepoprawny optymizm...


Rok temu jako psycho24 miałem przygodę z Salonem 24. Zaczęło się od "uczonego kolegi" z tajemniczego US (Na początku było Słowo...), który uważał, że przysięga Prezydenta Komorowskiego jest nieważna...
Tym razem wdepnąłem w jeszcze ciekawszy przypadek dyskutanta, który twierdzi, że zjawisk fizycznych i myślenia logicznego nie da się oszukać. Po dwóch listach "uczony kolega mechanik" stwierdził: Te drzewa ścinały skrzydła samolotu a nie na odwrót jak Pan sugeruje!!!!Stad logiczny wniosek, ze to metal ścina drzewa. Kończę pozdrawiam i niech to kończy nasza polemikę. Cóż, tam gdzie jest bezgraniczna wiara w to, że 2+2=5 a czarne jest białe rozum idzie spać i kończy się dyskusja... Co może zrobić ptak ze skrzydłem pokazuje obrazek...

piątek, 19 sierpnia 2011

Brzoza i skrzydło...

Wiedziałem, że ktoś już zrobił ten eksperyment! (początek 1 minuty...)
http://www.youtube.com/watch?v=QHZY0-XUmMA#t=1m1s

czwartek, 18 sierpnia 2011

Moje pomysły!


Niestety, ten fragment jest pod koniec, a odtwarzają się jedynie pierwsze trzy minuty...

W celu umożliwienia Polakom łatwego i bezpłatnego dostępu do informacji publicznej w tym do baz danych i statystyki publicznej deklaruję, że w formule partnerstwa publiczno prywatnego z organizacjami pozarządowymi zostanie opracowany serwis internetowy, który będzie realizował te zadania. W szczególności Polacy otrzymają prawo do łatwego dostępu przez Internet do wszystkich materiałów edukacyjnych naukowych i eksperckich wytworzonych przez sektor publiczny lub na zamówienie sektora publicznego z prawem dalszego bezpłatnego wykorzystania. Serwis będzie tak zbudowany, że wyszukiwanie informacji będzie łatwe i szybkie.

Powakacyjne wstrząsy...

Tia... Urlop, urlop i po urlopie... Było super - komary jak... A potem ostatniego dnia pojawiły się ... szerszenie jak... Była straż ogniowa - pozostała niepewność, czy wrócą... Jak Jarosław i PiS...
Skoro o polityce to niech stanie się ... Macierewicz i jego wstrząsy, które obezwładniły statek (powietrzny) w smoleńskiej pułapce. Tym razem Antoś podpiera się "amerykańskim uczonym" Kazimierzem Nowaczykiem, fizykiem polskiego pochodzenia, gdańszczaninem. Pracuje w Centrum Spektroskopii Fluorescencyjnej Wydziału Biochemii i Biologii Molekularnej Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland (USA), mieszczącego się w Baltimore. Spektroskopia fluorescencyjna to ważna metoda badawcza mająca praktyczne zastosowanie m.in. w fizyce, chemii, biologii i medycynie. [...] Do parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej zgłosił się sam. - Podjąłem się tych obliczeń, dlatego że posiadam doświadczenie fizyka eksperymentalnego i moja umiejętność opracowywania danych, często głęboko ukrytych wśród szumów i zakłóceń, jest bardzo pomocna - mówi."
Specjalista od spektroskopii fluorescencyjnej przyjrzał się wykresom z raportu MAK i wyciągnął jak przystało na "amerykańskiego uczonego" śmiałe wnioski. Sławna już brzoza wcale nie zmieniła kursu tupolewa, lecz po ponad 140 metrach nastąpiło coś innego: dwa silne impulsy. Na wykresach przedstawionych przez MAK zobrazowano je jako nagłe zmiany przyspieszenia pionowego. Tak silne, że sam Nowaczyk nie może uwierzyć, że ponad 80-tonowa maszyna w ciągu ułamków sekundy doznała tak silnych zmian wysokości. - Nastąpiła zmiana przyspieszenia od 1,2 g do 0,2 g. To różnica, jaką poczuje osoba, której waga w ciągu pół sekundy zmieni się ze 120 do 20 kilogramów - tłumaczy fizyk. Dodaje przy tym, że nie wiemy, czy to cały samolot raptem (dwukrotnie) opadł w dół i wzniósł się gwałtownie do góry, czy tylko, na przykład, podniosła się część dziobowa, a opadł tył.
Nagle zmiany przyspieszenia pionowego są na wykresach MAK, ale... Nie ma żadnych zmian wysokości (to ta czerwona linia na samym dole). No to mamy problem... Uczony i fizyczny. Ten problem rozpatrywany jest chyba w szkołach! Czy możliwa jest taka raptowna zmiana przyspieszenia bez zmiany przemieszczenia? Wyobraźmy sobie ciało poruszające się ruchem jednostajnie przyspieszonym uderzające w doskonale sztywną przeszkodę. Tu oczywiście kłania się problem zderzenia sprężystego. Kulka odbije się, samochód... raczej nie. Wykres zależności droga(czas) będzie ciągły, ale będzie miał osobliwość (dziubek). Wykres zależności prędkość(czas) będzie już nieciągły - prędkość z wielkości v spadnie do zera. No to pytanie dla "uczonego amerykańskiego" fizyka - jakie bedzie przyspieszenie?
Wróćmy do naszych baranów... Zadanie jest inne. Ciało o masie m w czasie t zmienia przyspieszenie od a0 do a1 w sposób liniowy. To właśnie samolot... I jaka to była siła... Duża i szybka jak błyskawica! W ciągu 0.25 sekundy przyspieszenie działające na samolot o masie 80,000 kilogramów zmieniło się o 1.15 m/s^2. Czy to jest fizycznie możliwe? W gruzińskim toaście jest tekst - wznieśmy toast za tę siłę, co trzyma kapelusz. Ja wznoszę toast za siły umysłowe "uczonego amerykańskiego", coby starczyło mu samozaparcie w poszukiwaniu rozwiązania tej zagadki. Jednocześnie nieśmiało podpowiadam... A może warto poznać zasadę działania czujnika przyspieszenia pionowego. Weźmy prosty przyrząd służący do badania gęstości, areometr. Jak zaczniemy odwracać do góry nogami naczynko z cieczą i aerometrem to co się będzie działo? Że przez wrodzona grzeczności i kulturę nie wspomnę - co będzie, jak naczynko odwrócimy o 180 stopni...



U góry jest wykres "amerykańskiego uczonego" Nowaczyka. jest zgodny nawet co do koloru z wykresem z raportu MAK znanym od pół roku. Fakt, to boli ale "ruskie" potrafili lepiej zrobić PDF'a, czego dowód jest u dołu.

A to własnie "ruska" grafika, ładnie skalująca się w PDF'ie. "Amerykański uczony" Nowaczyk jedynie zmienił skale poziomą. Uważam to, za wybitne osiągnięcie...

Zresztą... To jest rysunek 46 z raportu MAK - tu już os pozioma jest przeskalowana. Tak więc osiągnięcie "amerykańskiego uczonego" nie jest aż tak wielkie...

Jak ktoś jest ambitny jak ja może też poszerzyć obrazek ręcznie. I tu pada pytanie być może dla niektórych paranoidalne... A może Antek jest... "ruskim" agentem działającym pod przykrywką? No bo skoro jego "amerykański uczony" ekspert po pół roku odgrzewa jako nowość raport MAK i tym raportem wali w Państwo Polskie to ewidentnie jest to działanie jak Władimira...

czwartek, 4 sierpnia 2011

Fanfarony i Syfinks...

O tych atrakcjach mówi blondyna (pewnikiem w dresiku z obowiązkowymi tipsami) w reklamie Media Markt nie tylko dla idiotów. Tak więc nastąpił ulubiony czas wakacji - Fanfarony czyli suczki i Syfinks czyli kocio rozkoszują się "państwem" cały dzień, a państwo rozkoszuje się dendrologią... Pogoda od minionego poniedziałku sprzyja!

wtorek, 26 lipca 2011

Pokręciło mi się w głowie

Od wydarzeń i od dat
Niech mi wreszcie ktoś odpowie
Kto zwariował ja czy świat

Gostek sprawdził, że metalowy pręt ściąga, a to co ściąga kopie...
Pogoda zwariowała chyba w ramach... globalnego ocieplenia. To, że w lipcu jest zimno i leje jak w listopadzie mędrcy wytłumaczą oczywiście słusznie i naukowo dwutlenkiem węgla. Ale to pikuś...
Zbankrutowała Grecja, mogą zbankrutować Stany Zjednoczone. Wilus "Cygaro" Clinton zostawił nadwyżkę 250 miliardów. Krzak i jego militarni koledzy wyprodukowali 2 biliony deficytu. A ja słyszę od rożnych geniuszy, ze wojna nakręca koniunkturę.
No i ten norweski świr... Świr świrem... Ale norweska policja reagującą na strzelaninę po ponad godzinę, bo... łódka przeciekała. A potem pomyliła się o 20 ofiar. 20 na 80, czyli o 1/4. I pytam się, czy minister lub premier podają się do dymisji a król abdykuje?
Dlatego jak słyszę o różnych lądowych kretynizmach to stwierdzam, że jest to norma świetnie wpisująca sie w ogólnoświatowy trend.

środa, 6 lipca 2011

Urwał...

Tak, "teraz Polska", teraz nasza prezydencja, teraz czas na wojnę polsko-polską w Brukseli, Strasburgu, wszędzie. Napisze mocno i otwartym kodem. Rzygać mi się chce, jak o tym słyszę. Wiem, że dziś nie ma miejsca na odpowiedzialność zbiorową, że jakaś niepolska posłanka protestowała przeciw wydawaniu kasy na gadżety - powinno się ja dać głodującym. Ale jawnie antyrządowe teksty w europarlamencie... I to głoszone jak się domyślam przez katolików (narodowo-socjalistycznych, ale katolików) jak się domyślam w ramach szeroko rozumianej miłości bliźniego... Skacze ciśnienie i nie jest tu metodą postawa obojętności. Tylko jak zmienić konstruktywnie postawy wielu polskich kretynów? Kretynów ze świata polityki... Albo inaczej - jak nie dopuścić do wyboru tego typu kretynów, co mają gęby pełne frazesów o miłości do ojczyzny, a praktycznie fajdających na jej wizerunek.
Ta choroba ma tez swoja wersje w skali mikro. Kolkokwium habilitacyjne. Jednym z recenzentów jest mój ulubiony ex-dziekan, emerytowany pracownik mojego wydziału, pełnoetatowy pracownik konkurencyjnej uczelni posługujący się tam adresem mejlowym mojego wydziału. No i podczas kolokwium ku zdziwieniu trzech zewnętrznych recenzentów rozpoczął wywody na temat tego, że on nie ma z tym wydziałem i z tą uczelnią nic wspólnego. Wewnętrznie możemy sobie powiedzieć bardzo wiele, nawet w sposób mięsny. Ale dalibóg po co prać publicznie własne brudy, po co ekshibicjonistycznie obnażać własne problemy i słabości...
Mówię o tym fizyka dużych ciśnień... Życie stawia nam coraz więcej wyzwań, mamy coraz więcej trudności by im sprostać. I najczęstszą reakcja jest... dowalić komuś. Tuskowi na forum parlamentu europejskiego, mojemu wydziałowi na kolokwium habilitacyjnym, mnie ... na zebraniu. Potrafię oddać i to nawet skutecznie. Tylko po co mam to robić? Nie można normalnie żyć, współpracować? A jeśli mamy jakieś ukryte fobie, strachy to czy nie lepiej skorzystać z pomocy specjalisty?

sobota, 2 lipca 2011

Klub dyskusyjny

Serialu o zebraniach ciąg dalszy, bo w piątek odbyłem kolejne zebranie. Poza ustaleniem woli próby stworzenia centrum egzaminacyjnego i szkoleniowego ECDL zebranie przyniosło mi kolejne przybliżenie odpowiedzi na pytanie - skąd w młodych (fakt, pracujących dla bu-bu czyli budżetowego burdelu) ludziach to pragnienie zebrań.
Wydaje mi się, że zebranie stanowi znakomite usprawiedliwienie dla... bierności. Skąd to przeświadczenie? Przed zebraniami wysyłałem mejle z agendą i materiałami do zapoznania się. Panowie informatycy radośnie stwierdzili, że... nie mieli czasu na zapoznanie się z pocztą, ale miel czas na półtorej godziny klubu dyskusyjnego, na którym (co jest dla mnie oczywistą stratą czasu) omawiałem to, co napisałem. Celowo nie poruszyłem dwóch spraw z mejli - wniosku o badania statutowe na 2012 rok i platformy mahara do tworzenia e-portfolio. Skoro nie poruszyłem to znaczy nie ma sprawy. Ale przecież wszyscy doskonale wiemy, że poruszanie sprawy nie oznacza niczego konstruktywnego dla samej sprawy. Ile to bardzo ważnych spraw jest poruszanych niekonstruktywnie na wydziałowych zebraniach informatycznych. Padają tylko słowa klucze powtarzane jak kretyńska mantra: 431, oprogramowanie, konta, informatyzacja, wkład własny itd itp.
Zebranie jako forma klubu dyskusyjnego albo miejsca, gdzie się dowiaduje, że nic co zaplanowane nie jest wykonane są dla mnie nie do przyjęcia. Kropka. Mogę oczywiście doprowadzić do sytuacji, w której miłośnicy zebrań wymiękną - mam namyśli codzienne zebrania, ale nie o to chyba chodzi...
Tu chodzi o pewien pragmatyzm działania. O konstruktywną krytykę a nie wieloprzymiotnikowe krytykanctwo. Mój list w sprawie oprogramowania był zły, bo był za długi. Ale nie usłyszałem żadnej konstruktywnej rady, jak go skrócić. Pamiętam draft pisemka bodaj o przejściu na Windows 7. Był zły ale jako ten idiota starej daty zamiast odesłać do poprawki zabrałem się sam za poprawianie. Obiecuję sobie w tej kwestii zastosować się do sposobu działania moich młodszych kolegów - tekst jest zły, proszę za sześć godzin przedstawić nową poprawna wersję.

czwartek, 30 czerwca 2011

Obwód bryły...

Linia prosta, łaska Boska i ludzka głupota nie maja granic. Mam na to kolejny namacalny dowód. Najpierw usłyszałem o tym w TokFM. Obwód bryły... Pomyślałem sobie, kolejna dziennikarka dumna, że miała pałę z matematyki na maturze. Ale ponieważ był to cytat z Dziennika sięgnąłem do źródła. Instytut Badań Edukacyjnych (IBE) podał wiele mówiący przykład. Studenci matematyki zostali poproszeni o rozwiązanie zadania – obliczenie obwodu bryły. Z takim wyzwaniem mógłby zmierzyć się gimnazjalista. Tymczasem nie poradziła sobie z nim ponad połowa studentów matematyki. I tu rodzi się kolejne pytanie z cyklu - kto zwariował, ja czy świat. Jeśli zadanie obliczania obwodu bryły wymyślił durnowaty naukawiec (badacz) z IBE to gratuluję poczucia humoru. Jeśli treść zadania przekręcił podpisany pod artykułem Artur Grabek to też gratuluje. Jeśli połowa badanych matematyków odniosła spektakularny sukces i policzyła obwód kuli, która jako twór 3D jest przecież chyba bryłą to może jednak lepiej, żeby taki osobnik nie uczył matematyki. A można było zadanie sformułować normalnie - oblicz długość krawędzi wielościanu. Mam dla uczonych z IBE i Pana Dziennikarza z Dziennika zadanie na inteligencję -oblicz objętość kwadratu. Idąc dalej możemy spróbować policzyć pole odcinka. jest tego typu zadań nieskończenie wiele, bo linia prosta, łaska Boska i ludzka głupota są nieograniczone...

środa, 29 czerwca 2011

Magia zebrań

Motto z czasów PRL
Jest upał, brak sznurka do snopowiązałek, zboże się sypie. Co się zbiera?
Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Moi młodzi współpracownicy z absolutnie niewiadomych przyczyn uwielbiają zebrania, które dla mnie były, są i będą przede wszystkim stratą czasu. Zgadzam się, jeśli jest sytuacja kryzysowa, kiedy trzeba podjąć szybko ważne i trudne decyzje trzeba się zebrać. Ale jeśli każdy wie, co i jak ma robić? przypomina mi się inny dowcip z lat '90. Niemiecki bankier wizytował polski bank. Jego polski kolega pochwalił się trzema komórkami, za pomocą których zarządza i spytał swojego zadziwionego kolegi ile on ma. Zdziwiony Niemiec powiedział, że żadnej, bo w jego banku jest porządek. I to jest chyba kwintesencja... Zebrania dla mnie to festiwal starych tematów. Pierwszy z brzegu z wczoraj - system rezerwacji sal. I idę o zakład, że padnie także za rok. A ja nie wiem, czy mnie to bardziej bawi czy nudzi.
Trzy lata temu bez zebrań czyli bicia piany zrobiliśmy kilka sporych projektów - ankieta, portal informacyjny, portal edukacyjny. A teraz... Wczoraj były cztery godziny zebrań! Wynotowałem sobie, oczywiście subiektywnie, bo żadnych oficjalnych protokołów nie ma, kto co i kiedy i... Czekam. Jeśli na zebraniu coś się postanawia, to niestety tak jestem skonstruowany, że jest to dla mnie wiążące, zarówno co co terminu jak i zakresu - patrz sprawa zakupu oprogramowania: nie chcem ale muszem... Zobaczymy, czy młodsze pokolenie myśli i działa podobnie.
A na koniec dwie refleksje zza granicy. Pierwszy obrazek to moja ukochana Holandia, Delft, 1993 rok. Zebranie odbywało się... raz na rok i miało charakter czysto formalny. Na co dzień każdy doskonale wiedział, co ma robić i robił to. Były też dwa razy dziennie wspólne kawy całej grupy, gdzie... nie rozmawiało się o pracy, czyli nie były to żadne zebrania.
I drugi obrazek, Niemcy, Essen 1995. Mój szef zbierał swoja grupę w każdy poniedziałek o 8:30 i informował o absolutnie wszystkim. Co więcej puszczał obiegiem wszystkie pisma, i każdy miał obowiązek zapoznać się z nimi i potwierdzić to parafką. A na poziomie wydziału profesura spotykała się raz na tydzień w restauracji, gdzie poza konsumpcją omawiano sprawy wydziału.
A u nas? W skali makro, czyli perspektywie rządowej, były podobno spotkania bliskich znajomych królika w słynnym Sherwood... A na wydziale? Nic mi o odpowiedniku Sherwood nie wiadomo. To pożyjemy, zobaczymy, jak to będzie z wynikami wczorajszego mega zebrania. jestem sceptyczny...

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Wołomin...

Wołomin kolejny raz jest bohaterem prasowych doniesień. I bynajmniej nie chodzi tu o sprawy mafii ale o... PiS i IV RP.

Kaftanik?

To już nie jest problem polityczny, to jest problem medyczny...

czwartek, 16 czerwca 2011

3x8=24...

Tym razem jednak udało się spotkać z J@ckiem nie tylko na dworcu i co więcej na tytułowe 3x8=24 godziny. Zaczęło się od przywózki J@cka z Nadarzyna - o dziwo nie było jakichkolwiek korków. To był dobry początek pierwszych 8 godzin o charakterze nazwijmy to rodzinnym. Poza Kasią w piwnych rozmowach uczestniczyli także szwagrostwo i szwagrzątka. Było odlotowo - kino domowe na tarasie ze wspominkami sprzed lat. Do łóżek zagoniła nas północ. Cóż, nie te lata, nie te siły...
Po 8 godzinach snów już od 8 rano rozpoczęliśmy tradycyjne bilateralne seminarium. Problematyka była generalnie stała, acz niektóre tematy były do pewnego stopnia nowością - prawa i przywileje męskiego wieku dojrzałego w kontekście kariery i... władzy. Były też zajęcia praktyczne pod tytułem próba dodzwonienia się do ZUS. Zakończyliśmy to działanie sukcesem, acz urzędniczka już nie była tak przyjazna jak we czwartek. Czyli nic nowego pod polskim słońcem. Udało się też nie bez problemów założyć konto bankowe dla "krajowca zagranicznego". Była też naukowa wizyta przyjaźni w IPPT PAN połączona z krótka podróżą w przeszłość. O 16, czyli po 24 godzinach odwiozłem J@cka na lotnisko!
Było super i... tak trzymać do następnego razu!

O, Ela...


Cóż, coś we mnie drgnęło, coś się zmieniło...

środa, 15 czerwca 2011

Schody do...

Z dzwonków przed nazwiskiem najbardziej lubię inżyniera, choć często mówię o sobie że jestem inżynierem niepraktykującym. Czasami też zabieram głos z punktu widzenia inżyniera. Tym razem będzie o schodach na stadionie narodowym we wsi wasiawka...
Podobno w projekcie były to schody monolityczne. Podobno z braku odpowiedniej liczby kompletów deskowań przeprojektowano je na prefabrykowane, co widać na obrazku.
Ups... Zdjęcia schodów znikły z sieci - zostało gazetowe bla-bla-bla...
Dobra, znalazłem jedno!

Bawi mnie radosny bełkot dziennikarski o tym, ze coś zimą pęczniało. Obawiam się, że przyczyna problemów jest nieco bardziej złożona...
Schody monolityczne (ciągłe) to wzorek na ql^2/12, jak je prefabrykujemy to mamy belki swobodnie podparte (patrz zdjęcie) czyli ql^2/8. Sądzę, że tego jesteśmy w stanie nauczyc naszych absolwentów i ktoś tam dorzucił trochę drutów. Pies jest pogrzebany w charakterze schodów - są to (podobno) schody awaryjne, po których ludzie będą zbiegać. A jak będą zbiegać to pojawiają się obciążenia dynamiczne i trzeba zadbać o to, żeby nie było rezonansu. Od kiedy sięga moja pamięć wbija się studentom regułki-formułki, ale czy nasi absolwenci wiedzą jak i rozumieją dlaczego zmieniają się częstości drgań własnych w zależności od sposobu podparcia? Dyplomowałem się i doktoryzowałem z dynamiki, więc coś na ten temat wiem. Konstrukcja z przegubami (prefabrykowana) ma niższe pierwsze częstości drgań własnych, czego mam obawę nie potrafimy nauczyć naszych studentów. Mam nadzieję, że naprawa schodów doprowadzi do podwyższenia pierwszych częstości drgań własnych i nie powtórzy się historia kładki w londynowie. Można sobie o tym doczytać, są na ten temat poważne artykuły... A nasze schody do [...]. Tajne przez poufne!
Poniżej są wyniki bardzo prostych obliczeń wykonanych programem LinPro. Ale być może problem jest bardziej złożony, być może problem tkwi w drganiach... skrętnych?
LinPro 2.7
File: przeguby
Units: kN-m
MODE Eigenvalue Circ.frq[rad/s] Freq [1/s] Period [s]
1 2.37527E+004 154.119053 24.528809 0.040768
2 2.74286E+005 523.722937 83.353094 0.011997
3 6.06247E+005 778.618853 123.921039 0.008070

LinPro 2.7
File: utwierdzenie
Units: kN-m
MODE Eigenvalue Circ.frq[rad/s] Freq [1/s] Period [s]
1 5.06229E+003 71.149752 11.323835 0.088309
2 1.20000E+005 346.410162 55.132890 0.018138
3 4.06366E+005 637.468653 101.456287 0.009856

poniedziałek, 23 maja 2011

Mathematica...

Skąd nagle Mathematica? Znów będzie o różnicach. Wydział Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego (Kraków, Galicja, Polska) ma 500 licencji. No to ile ma cała wielka, wspaniała, dumna i pyszna Politechnika Warszawska? 22 (słownie dwadzieścia dwie kopie).
Ponieważ kiedyś przez szczerość wypowiedzi na temat ex-Dziekana miałem trochę problemów nie będę tych liczb nijak komentował!
An introduction to Mathematica
A student introduction to Mathematica
Hands-on start to Mathematica 8.0
Hands-on start to Mathematica 7.0 part 1
Hands-on start to Mathematica 7.0 part 2
Mathematica basics notebooks
Mathematica basics
Elementary programming in Mathematica
Mathematica for education
Interactive models in Mathematica

piątek, 20 maja 2011

Tam rudą wódę piją...

Tata Tradycji: Długo byłeś ?!!
Paluch: Jeden dzień !
Dyrman: To krótko.
Paluch: Trudno wytrzymać człowieku tam ! Taką rudą wódę piją, na myszach !
Dyrman: To tam jeszcze bardziej garują jak u nas ?!!!
Paluch: Uuuuu, bez porównania, kochany... taki malutki wypijesz, dwa dni nieprzytomny jesteś !
Dyrman: O rany boskie !!!
http://www.scenariusze.stopklatka.pl/html/mis.htm

http://www.youtube.com/watch?v=iQNmSX-zGuc#t=1h48m27s

czwartek, 19 maja 2011

Jestem antyrządowy...

Usłyszałem to i zbaraniałem. Odsłuchałem nagrania - to nie był omam słuchowy. Powiedział to Minister Obrony Narodowej, psychiatra... Tak, tu jest potrzebny psychiatra.
Reforma szkolnictwa wojskowego polega na tym, że się zmniejsza liczbę pracowników w stosunku do studentów, zmniejsza się liczbę pracowników niedydaktycznych w stosunku do dydaktycznych i ogranicza się koszty kształcenia jednego podchorążego.
Ten tekst jest w 14 minucie...
http://bi.gazeta.pl/im/2/9624/m9624562.mp3

środa, 4 maja 2011

H-index



Po prezentacji na ostatniej Radzie Wydziału narodziło się zainteresowanie indeksem Hirscha (H-index). Odpaliłem programik Publish or Perish i wyszło mi, że mam czwóreczkę z pewnymi nadziejami na wzrost o jeden. Wydziałowi liderzy mają... szóstki. He, he, he... Nie jest ze mną więc aż tak źle - mogę zająć się ogrodem!

Query: gajewski r: bio,bus,eng,soc
Summary:
Papers: 19
Cites/paper: 2.37
h-index: 4
AWCR: 3.61
Citations: 45
Cites/author: 31.00
g-index: 5
AW-index: 1.90
Years: 18
Papers/author: 14.42
hc-index: 2
AWCRpA: 2.82
Cites/year: 2.50
Authors/paper: 1.63
hI-index: 2.29
e-index: 2.65
hI,norm: 3
hm-index: 2.75
Query date: 2011-05-04
Hirsch a=2.81, m=0.22
Contemporary ac=3.50
Cites/paper 2.37/2.0/multi (mean/median/mode)
Authors/paper 1.63/1.0/1 (mean/median/mode)
11 paper(s) with 1 author(s)
5 paper(s) with 2 author(s)
2 paper(s) with 3 author(s)
1 paper(s) with 4 author(s)

Cites, Authors, Title, Year, Source, Publisher, ArticleURL, CitesURL
8, "RR Gajewski…", "Object-oriented approach to the reduction of matrix bandwidth, profile and wavefront", 1999, "Advances in Engineering Software", "Elsevier", "http://linkinghub.elsevier.com/retrieve/pii/S0965997898001069", "http://scholar.google.com/scholar?cites=15165030859304059741&as_sdt=2005&sciodt=0, 5&hl=en&num=100"
6, "RR Gajewski…", "Object-oriented implementation of bandwidth, profile and wavefront reduction algorithms", 1996, "Adv Comput Struct Tech. Edinburgh: Civil-Comp", "", "", "http://scholar.google.com/scholar?cites=6396715601560948294&as_sdt=2005&sciodt=0, 5&hl=en&num=100"
5, "RR Gajewski…", "A prototype object-oriented finite element method program: class hierarchy and graphic user interface", 0, "… Assisted Mechanics and Engineering Sciences, in …", "", "", "http://scholar.google.com/scholar?cites=2092451280458411761&as_sdt=2005&sciodt=0, 5&hl=en&num=100"
4, "RR Gajewski", "An Object-Oriented Approach to Finite Element Programming", 1994, "Artificial Intelligence and Object-Oriented Approaches …", "", "", "http://scholar.google.com/scholar?cites=7332537869363000889&as_sdt=2005&sciodt=0, 5&hl=en&num=100"
4, "L Wang, E Baeck, RR Gajewski…", "Efficiency issues of the object oriented finite element libraries", 1997, "XIII Polish Conf Comput Meth Mech", "", "", "http://scholar.google.com/scholar?cites=12358418006206426737&as_sdt=2005&sciodt=0, 5&hl=en&num=100"
...


Mam ciężki charakter i jestem z tego czasami dumny. Poniżej są osiągnięcia recenzenta mojej habilitacji, który wydał negatywna opinię.

Query: xxx: eng
Summary: << Papers: 18 Cites/paper: 2.39 h-index: 4 AWCR: 3.92 Citations: 43 Cites/author: 42.50 g-index: 5 AW-index: 1.98 Years: 19 Papers/author: 15.67 hc-index: 2 AWCRpA: 3.84 Cites/year: 2.26 Authors/paper: 1.33 hI-index: 4.00 e-index: 3.32 hI,norm: 4 hm-index: 4.00 Query date: 2011-05-04 Hirsch a=2.69, m=0.21 Contemporary ac=4.00 Cites/paper 2.39/2.0/0 (mean/median/mode) Authors/paper 1.33/1.0/1 (mean/median/mode) 14 paper(s) with 1 author(s) 2 paper(s) with 2 author(s) 2 paper(s) with 3 author(s) >>

Cites,Authors,Title,Year,Source,Publisher,ArticleURL,CitesURL
10,"xxx","Direct Walsh-wavelet packet method for variational problems",2004,"Applied mathematics and computation","Elsevier","http://linkinghub.elsevier.com/retrieve/pii/S0096300303011597","http://scholar.google.com/scholar?cites=4689002227160440705&as_sdt=2005&sciodt=0,5&hl=en&num=100"
7,"xxx","Stability of non-prismatic rods subjected to non-conservative loads",1993,"Computers & structures","Elsevier","http://linkinghub.elsevier.com/retrieve/pii/0045794993902172","http://scholar.google.com/scholar?cites=13105931808599215229&as_sdt=2005&sciodt=0,5&hl=en&num=100"
5,"xxx","Vibration and stability of a beam with elastic supports and concentrated masses under conservative and nonconservative forces",1999,"Computers & structures","Elsevier","http://linkinghub.elsevier.com/retrieve/pii/S0045794998001813","http://scholar.google.com/scholar?cites=5331509049617269979&as_sdt=2005&sciodt=0,5&hl=en&num=100"
5,"xxx","The use of Walsh-wavelet packets in linear boundary value problems",2004,"Computers & structures","Elsevier","http://linkinghub.elsevier.com/retrieve/pii/S0045794903004371","http://scholar.google.com/scholar?cites=13707038009171729156&as_sdt=2005&sciodt=0,5&hl=en&num=100"
4,"xxx","Stability of simple discrete systems under nonconservative loading with dynamic follower parameter",1996,"Computers & structures","Elsevier","http://linkinghub.elsevier.com/retrieve/pii/0045794995004211","http://scholar.google.com/scholar?cites=2780858161206722797&as_sdt=2005&sciodt=0,5&hl=en&num=100"

Osram i wszystko jasne...

W oryginale było chyba POLAM... Nie ważne... Ważne, że to Obama zabił Osama a nie Osama Obama... Demokracja amerykańska odniosła kolejny spektakularny sukces. Po 10 latach zaciukali terrorystę... Ilu nowych narodzi się dzięki temu? Mam nadzieję, że to nie do końca mój problem.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Albo ty, albo ciebie...

Na wydziale znowu reforma. W przeciwieństwie do poprzedniej, która trwała ponad trzy lata ta dokonała się przez miesiąc! W marcu Dziekan po raz pierwszy pokazał cała prawdę o sytuacji kadrowej wydziału, którą jak każdy doskonale wie rządzi nieubłagana biologia. Bezsensem jest tworzenie jednostek, które za rok, dwa, trzy lata będą likwidowane własnie z powodów kadrowych. Opcje były trzy: dwa instytuty, 5-8 silnych katedr i zakładów, 13 małych jednostek. Miesiąc trwały rozmowy i dyskusje, w których uczestniczyłem instytucjonalnie jako członek komisji dziekańskiej. Tydzień temu na radzie wydziału po krótkiej i o dziwo mało agresywnej dyskusji dokładnie jednym głosem została przegłosowana struktura dwuinstytutowa. Nasuwa się tu analogia do systemów politycznych - mamy więc system dwupartyjny, bez "planktonu" czyli kilkuosobowych jednostek. A ja mam dylemat, o którym pisałem 17 lat temu z Delft.
Albo ja, albo mnie...
Przypominam sobie lata do habilitacji... Miałem wtedy w plecy w stosunku 0:2. Życzliwy inaczej kierownik i jeszcze bardziej życzliwy inaczej dziekan. Nie było aż tak źle - wyhabilitowałem się, ale w nagrodę za to ci dwaj uczeni zlikwidowali mi moja jednostkę organizacyjna. Ostatnie trzy lata to komfort - życzliwy dla moich pomysłów dziekan i zostawiający mi sporo stopni swobody kierownik. W wyniku środowego głosowania dojdzie mi ogniwo pośrednie - dyrekcja instytutu, który jest niestety zlepkiem jednostek mających w tradycji bardziej konflikt i walkę niż współpracę. Gdzie drwa rąbią tam... mogą uszkodzić gajowego. Stąd ten dylemat - albo ja, albo mnie... Cóż, życie bez problemów to jak... piwo bezalkoholowe!

Święta i po świętach...

Przygotowania
Na przygotowania do świąt Kasia wzięła nawet na czwartek i piątek urlop. Ja też wystartowałem do prac dopiero we czwartek, bo we środę była długa rada wydziału, o czym być może będzie w osobnym wpisie. Uff... Zdradzam - udało się doprowadzić dom i działkę do względnego porządku. Okna zostały umyte, a jest tego sporo, sterty gałęzi po przycinkach i wycinkach udało się spalić. Zakupy były w dwóch ratach - w piątek i w sobotę i jak zwykle okazały się nadmiarowe. Do obecnej chwili drzwiczki od lodówy nie domykają się. Przygotowania cielesne uzupełniło triduum paschalne.

Niedziela
Rozpoczęliśmy śniadaniem u nas. Pogoda dopisała, kawusia i mazurki (Kasia upiekła przepyszne) były już na tarasie. Po chwili przerwy był obiad na Partyzantów. Po kolejnej krótkiej przerwie rozpoczęła się u nas niezobowiązująca kolacja. Uroczystość była podwójna - kwiecień w nie obfituje... Moje kolejne 18-te urodziny i kolejna, pierwsza rocznica ślubu. Matka Improwizacja podpowiedziała mi, żeby puścić z projektora pierwsze z sześciu kaset. Dwie godziny minęły błyskawicznie. Choć był to film niemy - nie podłączyłem jeszcze do mojego kina domowego głośników - jaja (wielkanocne) były jak berety (moherowe?). Hitem był problem Kasi z trenem...

Poniedziałek
Rozpoczął się on od kolejnego występu bielanek. Przyznaję się, że kolejne przedstawienie było dla mnie jak zwykle powodem lekkiego wzruszenia. Potem była wizyta na cmentarzu i obiad u cioci. Długo, bo rzadko, za rzadko tam bywamy. Biesiadowaliśmy ponad pięć godzin, a była to przede wszystkim biesiada słowna. Wujek jest w stanie bez zmian - wierzę, że nas poznał...

wtorek, 19 kwietnia 2011

Kolejny zamach...

W Niemczech doszło do wypadku polskiego autokaru. A może to był... zamach. Pojazd był przecież na kursie i ścieżce i nagle zjechał do rowu. Może była sztuczna mgła lub sztuczny lód? A może oszukano GPS? I dlaczego śledztwo prowadza niemieccy (szwabscy) prokuratorzy. To my powinniśmy wyjaśnić, czy nie stoi za tym zakamuflowana opcja niemiecka.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Zamach w Smoleńsku

Podobno książkę o tym tytule popełnił niejaki Leszek Szymowski. Nie widziałem, nie czytałem, sa granice, których staram się nie przekraczać. Dyskutują o tym słuchaczki i słuchacze Radia Maryja. Ogarnia mnie coraz większe przerażenie...






Jary erudyta...

Jak się cytuje fragmenty poezji Herberta to warto zapoznać się z całością utworu. Jary zacytował fragment pięknego Przesłania Pana Cogito:

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie


Po pierwsze Jary powinien zrozumieć, że to nie on jest tu od przebaczania...
A po drugie gdyby Jary lub jego pretorianie przeczytali co jest dalej...

strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz


Tak więc niech się Jary pławi w swojej dumie niepotrzebnej, ja nie mam zamiaru ogladac jego błazeńskiej twarzy. Musi mu wystarczyć lusterko...


Kolejne kroki...

Uff... Kasia złożyła dzielnie wymaganych sześć teczek, ale już następnego dnia, we środę trzynastego okazało się, że są braki. Wymagane są... oświadczenia współautorów. U mnie - ale to tylko zwykła uczelnia - oświadczenia zgodnie ze wzorcem miały charakter procentowy. Współautor oświadczał, że jest autorem iluś tam procent publikacji - określał swój udział w procentach. Ponieważ miałem kilku współautorów zza granicy budziło to ich rozbawienie. Paulo i Ian dopytywali się mnie co to i po co... Harrego nie miałem okazji zadziwić, bo nie żyje. Złożyłem więc zamiast oświadczenie o śmierci współautora. U Kasi w Instytucie procedura jest jeszcze ciekawsza. W oświadczeniu nie ma procentów ale słowny opis wkładu poszczególnych autorów. Pierwsze takie oświadczenie ma już za sobą, kolejne przed nią. I jak to wspaniale zachęca do... współpracy!
Ale żeby nie było tylko narzekania i krytykanctwa, słowo optymistyczne i konstruktywne. Z okazji zakończenia kolejnego istotnego kroku w procesie habilitacyjnym nabyłem kolejny mebelek ogrodowy - leżankę vel leżak...

środa, 13 kwietnia 2011

Nawalony...

Przypadkowo usłyszałem o tym gostku w radio. Nawalony, bo... w Polsce wszystko nawala. Lekko obrazoburczy, ale moim zdaniem jeszcze nie fekalny.



Pierwsza piosenka Martina dotyczy po części mnie - programowanie obiektowe...

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Powtórka z...

Tak zwany przebieg procesu habilitacyjnego to poważna sprawa, bardzo poważna sprawa... Kasia po pozytywnej recenzji wydawniczej, miesiącu oczekiwania na wydanie rozprawy skompletowała pracowicie sześć teczek i... Potrzeba podpisu Dyrektora, który aktualnie jest na konferencji naukowej, a po zakończeniu konferencji wyjeżdża... Nie można było wcześniej uzyskać ten podpis? No nie, bo Dyrektor ma przecież prawo sprawdzić kompletność teczki. A termin posiedzenia Prezydium Rady Naukowej zbliża się nieubłaganie. Jeśli sprawa przeciągnie się w Instytucie, to trafi do CK w lipcu, czyli będzie rozpatrywana w... październiku. Wiem, czym to pachnie, bo przeżywałem to dokładnie pięć lat temu. U mnie od kwietnia do czerwca nie mogła się zebrać komisja wydziałowa. Jak się zebrała bodaj w czerwcu to trafił mnie właśnie październik. Ściskam paluchy, żeby jednak Kasi udało się zdobyć upragniony podpis Dyrektora już jutro. Będzie go szukać na obradach konferencji. Zdam z możliwie dużą delikatnością relację z jej starań i zabiegów...

Udało się!
Zgodnie z obietnicą informuje o wynikach tego etapu. Kasi udało się spotkać na konferencji swojego Dyrektora i uzyskać Jego podpis. Koszt to 20-4=16 złotych. Bo tyle wydała na kawę i ciastko w kawiarni na Nowym Świecie zamiast w Instytucie. Przed Kasią oczywiście kolejne ciekawe wydarzenia, takie jak między innymi wyciąg z protokołu posiedzenia Rady, który możliwie szybko powinien znaleźć się w centralnej Komisji. To będzie przełom maja i czerwca i już ściskam kciuki za powodzenie tej akcji.

Polska?

Czad JarKacz'a


No i poszły konie po betonie... JarKacz (Jary) wystartował z kampanią parlamentarną. Najbardziej wzruszyły mnie żałobne transparenty upamiętniające. Szczególnie jeden pokazał, że nie jest to problem polityczny ale medyczny. Biedny ten mój kraj...

Mord czy ludobójstwo...

Przypomina mi się stary dowcip - synek kryminalista jest sądzony za zabójstwo matki. Tłumaczy, że matka własnie obierała nożem banana, wstała, pośliznęła się na skórce, upadła na nóż... Sędzia stwierdza, że są trzy rany. Synalek odpowiada - ona tak jeszcze dwa razy wstawała i upadała na nóż... W TOK FM trwa własnie dyskusja terminologiczna, jest na ten temat artykuł w gazecie. Jestem człowiekiem kompromisu. OK, zgodnie z normami prawa międzynarodowego trzeba udowodnić, że to ludobójstwo. Ustalmy więc, czy to jest zbrodnia? A jeśli nie zbrodnia to co, bo skąd ruskie wzięłyby te dwadzieścia tysięcy bananów... Podobnie można w ramach poprawności politycznej użyć słowa mord - parz brak skórek od banana. No i słowo masowy... Tu może być kłopot - wujek Stalin miał o wiele większe osiągnięcia, na Ukrainie wykończył kilka milionów. Ale to ewentualnie jestem gotów odpuścić. Tak więc nie za trudne dla ruskich określenie zbrodnia ludobójstwa ale politycznie poprawna zbrodnia masowego mordu. No i powstaje problem... Bo ludobójca brzmi tajemniczo i eufemistycznie, a morderca jednoznacznie. Ruskie mordercami... Znowu afera i problem. Zostaje tylko skórka od banana. Tylko czy ciemny lud to kupi?

Nic nie musisz...

Nic nie musisz to słowa wypowiedziane przez Witka, głównego bohatera mojego kultowego filmu Przypadek. Linda, odtwórca tej roli powiedział: To zdanie ustawiło mnie na zawsze. Od tamtej pory wiedziałem, że jedyne, co człowiek musi, to być wiernym sobie i temu dekalogowi jaki w sobie nosi. Kropka. Na moim ukochanym wydziale kolejna reforma struktury, bo poprzednia, którą tak ostro krytykowałem po czterech latach nie wytrzymała próby czasu. W przeciwieństwie do poprzedniej obecna reforma jest przeprowadzana w pełni jawnie. Jak mawiał klasyk - najważniejsze są kadry a w zasadzie biologia kadr, czyli jeśli nie brać pod uwagę nieszczęśliwych przypadków kto kiedy odejdzie na zasłużona emeryturę. O tym, jak ma wyglądać wydział w przyszłości mają w przeważającej mierze decydować osoby urodzone po 1955 roku - rzutem na taśmę załapałem się. Pamiętam tamte rozdanie pod stolikiem, wiece poparcia dla jedynie słusznej linii ówczesnego Dziekana. Mnie, o czym wówczas pisałem, choć w toku była moja habilitacja, nikt nie pytał o zdanie. Dziś jestem w komisji, a w uszach brzmią mi słowa usłyszane przez Witka - nic nie musisz. Musze być wierny sobie i dekalogowi, który jest we mnie. Muszę być uczciwy i przyzwoity. Ale nie muszę kolejny raz udowadniając kosztem mojego zdrowia, że 2+2=4. Nie muszę, bo Prezes PAN mówi dziś to co ja powtarzam od lat - jedyne czego warto nauczać to jak uczyć się samodzielnie. Nie muszę, bo Minister EN powtarza za mną, że dziś nauczyciele powinni być bardziej opiekunami, mentorami niż jedynymi źródłami wiedzy.

Dlaczego pierogi są ruskie?

Dlaczego pierogi są ruskie, a nie rosyjskie lub... sowieckie? Bo okreslenie ruskie pochodzi od słowa Ruś a nie Rosja. A historycznie Ruś to kolebka Rosji, Rosji, której obywatelami są też mieszkańcy Dalekiego Wschodu nie mający nic wspólnego z Rusią. Żeby więc nie obrażać Bogu ducha winnych Czukczów będzie nadal i konsekwentnie o ruskich.
Ruscy zmienili oczywiście nocą tablicę na głazie w Smoleńsku. Towarzysz gubernator tłumaczy to gładko - obywatele Smoleńska nie znają polskiego, a chcieli sobie poczytać. No to ja się pytam towarzysza, czy nie mozna było przetłumaczyć napisu. Trudno, bo... jest tam mowa o katyńskiej zbrodni ludobójstwa. No bo polska delegacja nie leciała na wycieczke lub grzybobranie ale właśnie, aby uczcić ofiary zbrodni ludobójstwa. Jestem zdecydowanie przeciw temu, aby każda rozmowę z ruskimi zaczynać od tekstu o katyńskiej zbrodni ludobójstwa. Ale nocna wymiana tablicy to kalka starych i wypróbowanych wzorców sowieckich.
W sobotę obejrzałem Katyń Wajdy. Umówmy sie, że film nie jest ulubionym obrazem PiS i Jarego. Pokazuje jednak właśnie zbrodnie ludobójstwa. Zamorodowanie 20 tysięcy oficerów będących jeńcami wojennymi to zbrodnia ludobójstwa. Kropka. Zbrodnie hitlerowskie zostały osądzone. Kolejna kropka. I dlatego jak zachodnie pismaki różnej maści piszą o "polskich obozach" (polskich bo były w zlokalizowane w Polsce) także protestuję.
No i skala mikro... W Santos były cztery polskie referaty z czego tylko jeden mój został wygłoszony - pewnikiem reszcie zabrakło funduszy na podróż. Ruskich było kilka razy więcej. Niesamowicie liczna była też ruska delegacja. Tak, tak... Jak za czasów PRL i PZPR właśnie delegacja. Więc jak sobie pomyślę o polsko-ruskiej współpracy, jaką uprawia mój wydział i o kolejnych delegacjach to znowu skacze mi ciśnienie. Ruskim nie trzeba pomagać! Oni maja dostatecznie dużo kasy, żeby wysłać kilkadziesiąt osób jako delegację na kongres poświęcony edukacji inżynierów. To my musimy sami sobie pomóc...

wtorek, 5 kwietnia 2011

Reminiscencje z Santos












Na deser dwie mapki od wujka gugla - samo Santos i droga na lotnisko...

Sy(zy)fowe prace....

W ogrodzie czeka góra gałęzi do spalenia i... trawnik do rekuperacji. Niestety znowu. Pozostaje modlitwa, że może jednak trawnik ożyje.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

24 godziny plus

Hotel
Czas zakończyć ten epizod wpisem o podróży powrotnej. Zaczęło się nieci pod górkę. Zapłaciłem jeszcze przed siódmą za ostatnią noc (10 Reali więcej niż powinienem...), ale nie dostałem rachunku. Misio w recepcji wybełkotał, że dostanę jak oddam klucz. Po ostatnim spacerku natrysnąłem się na drogę i chwilę po ósmej zjawiłem się w recepcji. Było kilka osób. Podszedłem do lady - myślałem, że będzie "machniom" - oddam klucz, wezmę rachunek. Guzik. Zostałem ustawiony w kolejce... Po dziesięciu minutach gdy przyszła na mnie pora zaczęło się. Czy zapłaciłem? Tak, nawet 10 więcej odpowiedziałem. Przeglądali jakieś kwity. Miałem tylko potwierdzenie wpłaty kartą - 155 Reali. Pokazałem. Zaczęli kontaktować się z kimś... krótkofalówką. Chyba ze sprzątaczką - czy nie schowałem do walizy śmierdzących i mokrych ręczników. Sukces - nie. Potem padło pytanie, czy chcę jedną fakturę czy dwie. Przestałem być miły i cierpliwy. Tkwiłem w hallu prawie pół godziny. Po tekście one dodałem po polsku. Mam zaraz autobus a potem samolot. Jak się spóźnię do końca życia będziesz płacił za mój bilet. Poskutkowało. Do przystanku szedłem na tyle szybko, żeby się zapocić.
Autobus
Autobus już stał. Po oddaniu bagażu okazało się, że bilet kupuje się w kasie. Tam mnie poproszono o okazanie paszportu po raz pierwszy. Po raz drugi przy wejściu. Już wiem, po co jest paszport. Dojazd do lotniska w centrum Sao Paulo zajął planową godzinę. Dojazd do drugiego lotniska trwał... trzy godziny. Gdybym wybrał autobus o 12 chyba dostałbym zawału. A tak spokojnie, w klimatyzowanym autobusie rozkoszowałem się widokami korków w tej mega-metropolii. Na życie patrzę bez emocji...
Lotnisko Sao Paulo
Okazało się, że już o drugiej rozpoczęto check-in na lot do Monachium. Skorzystałem z tej okazji aby pozbyć się walizki. Tempo było brazylijskie. Piętnaście osób - pół godziny. Mnie tam nie spieszyło się... Już bez bagażu udałem się w poszukiwaniu sklepu z pamiątkami. Ceny koszulek powaliły mnie - najtansza 50 Reali czyli 90 złotych. Odpuściłem zadowalając się kawą za jedne 18 zetów. Znając brazylijskie tempo udałem się więc do kontroli bezpieczeństwa i paszportowej. I tak minęła mi kolejna godzina... Już w strefie wolnocłowej rzuciłem się i nabyłem telewizor ze słynnym trunkiem cachaca, który jak się okazało było powodem problemów.
Lot 1
Za wyjątkiem tego, że przed moim miejscem na nogi wystawała z podłogi jakaś stalowa skrzynia było super. Sąsiad Niemiec negocjował podwójne dawki białego i czerwonego środka nasennego, dzięki czemu mimo kłopotów z ulokowaniem nóg jednak trochę spałem.
Monachium
To lotnisko będę długo pamiętał. Turek na kontroli bezpieczeństwa zdyskwalifikował mój zalakowany i opatrzony kwitami duty free telewizor. Najpierw nie wiedział, gdzie jest Sao Paulo, potem jak mu wytłumaczyłem, że w Brazylii padło chłodne nein. Zostałęm odesłany do nadania bagażu. Kolejka jak cholera, ale szła szybko. Dzięki Kasi wypakowałem z plecaka do plastikowej torby komputer, kamerę i dokumenty - napitki dumnie wylądowały w plecaku. Potem była jeszcze druga kolejka do kontroli bezpieczeństwa, gdzie budziłem podziw plastikową torbą. Gdy już było po wszystkim czekał mnie jeszcze bieg do bramki G83. Zdążyłem! Ale samolot i tak miał... pół godziny opóźnienia w wylocie. Rodzinka twierdzi, że to albo przez moje flaszki, albo przez parasol. Bo miałem w sumie trzy sztuki bagażu - walizkę, plecak i ... parasol.
Lot i przylot
Lot przebiegł bez problemów, a na lotnisku ku mojemu zdziwieniu odebrałem wszystkie trzy sztuki bagażu. Nawet nie stłukli mi szklaneczki... Jednak niech żyje Lufthansa! Całą podróż od momentu wyjścia z hotelu do wylądowania na Okęciu trwała nieco ponad 24 godziny. A nie było tam zbyt długich przerw... Jednak w domu najlepiej! Stąd też dobrze widać!

piątek, 1 kwietnia 2011

Reise Fieber

Najpierw o trzeciej była ulewa i znowu zaczęło kapać na blachę od klimy. Zadumałem się tak głęboko losem pieska z plaży, że godzinę później obudził mnie wewnętrzny alert - paaaaaaan... O piątej miałem już dosyć przewracania się z boku na bok. Typowe Reise Fieber. Czas na pakowanie!

1 kwietnia...

Skoro w Polsce zaczął się już 1 kwietnia to mogę się podzielić ze wszechświatem moimi obawami. Mam nadzieję, że linie lotnicze i autobusowe nie będą robiły sobie żadnych jaj. Żeby im utrudnić jakiekolwiek głupawe dowcipy stawię się na lotnisku z wyprzedzeniem. Musi się udać wrócić w terminie do macierzy. Myślałem o wieczornym spacerze, ale znowu lunęło. Swoją drogą - czy będę mógł przewieźć parasol? Będę udawał utykającego... Powiem, że potrzebny mi jest jako laska. Może przejdzie... I jakie to problemy ma podróżny... Jakoś mi się nie chce umieszczać kolejne zdjęcia - wszystko będzie do zobaczenia... Już niedługo!

czwartek, 31 marca 2011

Szare polo...

Po rozmowie z Kasią ustaliliśmy mój plan na ostatni wieczór w Santos. Ponieważ mam autobus o 9 a potem o 12 a samolot po 16 o lepiej być za wcześnie na lotnisku niż narobić w spodnie w Santos. Zamiast wieczornego spaceru i porannej kąpieli miałem w planie tylko wieczorną kąpiel. Założyłem moje czarne poprawne politycznie reformy, sandały, szare polo i okulary. Na plaży po nocnej ulewie wymiotło krzesełka. A że jest ona płaska jak deska i jedynym elementem wyróżniającym się była przenośna wieżyczka ratownika powiesiłem tam moje ulubione, szare, indyjskie, lekko sprute i dziurawe polo. Okulary zostawiłem na nosie ze względu na orientację, a sandałow nie zdejmowałem, ze wględu na gówno, w które wdepłem. No i miałęm rację! W pewnej chwili zauważyęm, że wieżyczka zniknęła a wraz z nią moje ulubione i kultowe polo. Ku chwale ojczyzny zostały sandały za 60 reali i okulary za 400 złotych. Potem miałem jeszcze jedną przygodę. Zobaczyłęm coś czarno-białego. Piesek. Coś tam do mnie zagadał, machnął ogonkiem... Powiedziałem sobie, że nie zamarznie i nie umrze raczej z pragnienia (sporo tu pada...) i pobiegłem do hotelu... Za bardzo lubię zwierzaki!

Zwiedzanie 2

Opowiedziałem już wszystko Kasi, może jednak poza nią ktoś to czyta, więc stukam... Z racji upału użyłem mojego ulubionego autobusu (trolejbusu) linii 20. Na miejscu byłem tuż przed odjazdem pierwszego kursu tramwaju. Tym razem komentatorka trasy (przewodniczka) była anglojęzyczna i dowiedziałem się, że wbrew informacji na bilecie tramwaj nie staje koło stacji kolejki górskiej na Mont Serat. Staje kawałek dalej, ale i tak przewodniczka doradzała mi nie wysiadać z tramwaju bo... w następnym może nie być miejsc. Co więcej do tej stacji jest blisko (jak wszędzie w centrum Santos). Zadałem jej pytanie, czy dojście jest bezpieczne. Lekko się oburzyła - taki był to jej of course. Nie chciałem jej opowiadać historii życia - Durbanu i rad babci spod katedry. Spytałem się, czy zna polski. A po negatywnej odpowiedzi podsumowałem całość tekstem wal się mała...
Tramwaj już był, więc przechodzę do kolejki górskiej. Dotarłem na stację bez problemu. Na górze widok oczarował, a kościółek rozczarował. Znowu był w robocie PhotoShop! Wypiłem pyszną kawkę i zjechałem na dół, na dalsze zwiedzanie i zakupy. Odwiedziłem kilka sklepów gdzie nie było niczego typowo brazylijskiego. Odwiedziłem cztery kościółki, z których tylko jeden (pierwszy) totalnie rozczarował. Do drugiego przebijałem się wzdłuż torów lekko zrujnowaną ulicą. Na końcu był postawny murzyn, który coś do mnie zagadał. Spytałem się szybko czy zna polski i z uśmiechem powiedziałem to, co przewodniczce - wal się misiu... Kościółek z 1620 roku był wart tej chwili strachu. Dwa ostatnie kościoły nie powaliły, ale nie były taką totalną porażką jak ten pierwszy. Do domu wróciłem oczywiście moim ulubionym pojazdem linii 20.

SuPa...

Napadało, a teraz świeci słońce i ten cały towar paruje. Byłem na spacerze do kościółka i pinakoteki. Szedłem plażą i musiałem wstąpić do hotelu, żeby się wykąpać. Nieziemska parówa, ale jadę jeszcze raz na starówkę. Wszak nie dla samej przyjemności konferowania tu przyjechałem. Ale jadę a nie idę... Aż taki masochista to ja nie jestem. W sumie jak zwykle brazylijska samba w rytm sinusoidy. Przestało padać, wyszło słońce to zrobiła się parówa. Po wyłączeniu kompa powrócił kontakt z komórką, ale zainstalował się FireFox 4 i zniknęła sieć. Po spacerze FireFox 4 nadal jest obecny, za to wróciła sieć... Suma problemów jest stała.

Zwiedzanie 1

Wystartowałem o 13:40. Równolegle ze mną podążał w tym samym kierunku inny uczestnik, bodaj Czech albo Słowak. Gdzieś tak po pół godzinie nasza dwupasmówka wbrew planowi zwęziła się. Czech skręcił w lewo, ja za nim. Potem w prawo, ja też. No i znalazłem się pod katedrą. Czech nie skorzystał, ja wszedłem. Wiedziałem, że to neogotyk z XX wieku, ale rozczarowanie było większe. Potem zwiedziłem placyk pod katedrą, gdzie zagadnął mnie gostek. Nie wyglądał na lumpa, nie znał angielskiego więc mu powiedziałem do widzenia. Zorientowałem mapę i ruszyłem z kamerą w ręku w kierunku pozostałych zabytków. Zaczepiła mnie kobitka. Stwierdziła turisto, pokazała na kamerę i pokręciła głową. Spociłem się jeszcze bardziej. Powtórka z Durbanu? Schowałem kamerę, plecaczek przerzuciłem na klatę, mocno chwyciłem parasol i ruszyłem dalej mając oczy dookoła głowy. Dotarłem do główniejszej ulicy i potem znalazłem przecznicę, dzięki której cały i zdrowy przedarłem się na główny plac gdzie jest ratusz miejski. Po kolejnym zorientowaniu mapy odnalazłem muzeum kawy. Znowu nie powaliło - liczyłem na eksponaty, były przede wszystkim fotografie. W kafejce typowy ekspres, wypiłem kawę, ale liczyłem na kogoś w stroju przed lat robiącego kawę w tradycyjny sposób. Myślałem, że kupię próbki w hermetycznie zamkniętych opakowaniach - sypali do papierowej torby.Drugi punkt zwiedzania to był zabytkowy tramwaj. Planuję powtórzyć tę wycieczkę, bo jedzie on przez miejsca, do których pieszo bałbym się wejść.
Powrót autobusem. Potem tradycyjne zakupy, guarana i big-mac. W hotelu rozmowa z Kasia. o 19:30 postanowiłem przed kąpielą i blogowaniem obejrzeć meczyk. Obudziłem się o północy bo chciało mi się siku. Zdecydowałem się kontynuować sen i udało się pospać do piątej rano. Jestem więc ciągle w polskiej strefie czasowej - śpię od północy do dziewiątej rano...

Finis Coronat Opus...

Jakie dzieło, taki koniec... Kończ waść, wstydu oszczędź... Prawdziwych mężczyzn (i konferencje) poznajemy po tym, jak kończą. Wczoraj na obradach plenarnych były same ruskie, prezenterzy i ja. Ruskie coś chyba świętowały, bo były nieco zmęczone. Ktoś podobno widział kiedyś w hotelu ruskiego uczonego z walizką wódki - biez wodki nie razbiriosz... Szczególnie zmęczona, co już było widać podczas hotelowego śniadanka była cyryliczna blondyna, ta mniejszego rozmiaru. Po tej dużej nie było niczego znać - ma większa pojemność...
Mirek o amerykańskiej delegacji mówi czwarta liga. Poczułem się dumny - nawet Dolcan Ząbki, sportowa duma i chluba powiatu wołomińskiego gra w pierwszej lidze. Występowała parka z komitetu organizacyjnego i naukowego. W nagrodę czy za karę? Najpierw mąż swojej żony gaworzył o tym, jak zakładał ze studentami wodociąg w Ekwadorze, a ja zastanawiałem się, co to ma wspólnego z kształćeniem inżynierów na rzecz społeczeństwa informacyjnego. Potem była żona swojego męża o imieniu Thereza (latynoski element?) i mówiła o tym, o czym ja mówiłem... sześć lat temu. Zagadnąłem ją, mam (chyba nie zgubiłem...) jej wizytówkę, sprawdzę ją.
Sesje tematyczne (techniczne według organizatorów) odbywają się ... losowo. Łączone są po kilka, a nawet po połączeniu brak jest prelegentów. Ponieważ nie zabrałem programu kryterium miałem proste - mniej ruskich na sali. W jednej była ponad dziesiątka (zabrakło mi palców...) w drugiej trójka, wybrałem mniejsze stężenie. Od kiedy przestaliśmy być wasalem sowietów wolę wino i piwo zamiast wódki. Pierwszy był ruski z Kaliningradu, sympatyczny, kiedyś zagadnął mnie pod hotelem, bo mu się delegacja zagubiła. Opowiadał o szkole morskiej, a ja nawet nie usiłowałem doszukiwać się związków z tematyką konferencji. Ogólny był - kształcenie inżynierów. Potem nastąpiła zmiana sali - nie działał projektor i ruski zrobił przemówienie z kartki. Niemiec z Hamburga, ten którego poznałem na muzycznym koktajlu mówił na temat ... zrównoważonego rozwoju. Też mógłbym opowiedzieć takie rzeczy... Trzecia w kolejce Słowaczka ... straciła głos. Tak więc zamiast ośmiu były dwa referaty. Chciałem zmienić salę, ale ta druga była napakowana ruskimi w opór. Właśnie przemawiał rektor z Kazania, oczywiście po rusku, tłumaczyła go kolejna z ekipy panienek... profesorek. Zszedłem na dół - ulewa. Kawy już nie było. Zagadnąłem nową ostać wśród organizatorów - młodą dziewuszkę, którą zapytałem gdzie mogą kupić parasol i jak nie w Brazylii otrzymałem pełną informację. Potem pogadałem z Portugalką, tą z pierwszego dnia. Spytała się, czy wszystko OK. Ze mną tak, z konferencją... Tu zawiesiłem głos. Potem uświadamiałem ją na temat polsko ruskich relacji i katastrofy smoleńskiej.
Obiadek spożywałem oczywiście z Mirkiem. Był na tej ruskiej sali i nie odpuścił rektorowi. Zadał proste pytanie i ... usłyszał 20 minutowy referat na zupełnie inny temat. Zjadłem sporo, bo miałem w planie piesze zwiedzanie. Udało się też w towarzystwie Mirka wyśledzić sklep z parasolami. Ceny wystartowały od 89 Reali. Kupiłem model za 26 i... przestało padać. Ponieważ sporo zjadłem poczułem wolę nadania paczki. Wróciliśmy więc z Mirkiem na sale obrad. Dowiedziałem się od niego, że nie będzie bankietu, bo nie ma chętnych. Chociaż byli chętni - my dwaj - nie było żadnej sesji technicznej. Zastanawiam się, czy poza organizatorami ktoś był na zakończeniu....