środa, 2 marca 2011

Ach, co za obiad!

Wybrałem powrót ze Śródmieścia - dłużej, ale na siedząco. Nagle czuję wibrację w nogawce - telefon. Dzwoni numer Partyzantów. - Obiad jadłeś? (Bo obiad, a precyzyjnie zupa, to podstawa człowieczeństwa.) Dyplomatycznie odpowiedziałem: - Jadłem przed wyjazdem do Warszawy. - A gdzie jesteś? Zgodnie z prawdą odpowiedziałem - W pociągu do Wołomina i aby przejąc inicjatywę zapytałem: -Podróżnicy wrócili? - Tak, właśnie oglądamy filmy. Wpadnij na Partyzantów to coś zjesz. Wpadam na Partyzantów a tam ciemno i głucho. Tia... Mam jeść z kotem? Mam własnego
A życie czasami dopisuje niespodziewany ciąg dalszy. Siedzę i stukam w klawisze ciemność za oknem a tu klakson. MUT z obiadem. Byli na Szarej, skierował mnie na Partyzantów, bo ... wydało mu się, że będę za godzinę. A byli na Szarej bo podróżnicy wrócili szybciej - British Airways mają wiele lotów i jak są wolne miejsca ładują ludzki towar do wcześniejszych samolotów. Skoro Mój Ukochany Teść przywiózł mi... obiad pokazałem bardzo ludzkie oblicze Bobsona i ujawniłem wszystkie kanały komunikacji z Kasią. Czuł się ... powalony. Mamy na rogaj.net wspólną fotę, która korzystając z pełni opcji bolgspot'a umieszczę poniżej.

Niestety nie udało mi się pokazać potęgi sieci, bo podczas przerwy 10:05-10:20 Kasia nie odbierała komórki...
Wracają do mojego obiadu... W TokFM była moja kolejna ulubienica Joanna Lichocka. Jadła chyba coś ciężkiego na obiad bo walnęła: - To co doradza Tuskowi jego przyjaciel Kwaśniewski... Jednak te znienawidzone przez prawiczków elity są łagodne i łaskawe. Olejnik zaprasza Błaszczyka, w TokFM jest Lichocka. Kogo zaprasza Ojciec D'erektor Rydzyk... No własnie, czy wszyscy wiedza, kogo zaprasza a kogo nie zaprasza?

2 komentarze:

  1. Super fotka. Ciesze sie ze Witaski wrocily szczesliwie. Koncze kanapke z nieco wczesniejszego lunchu.

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurze. Opisalam caly dzien konferencyjny. I jak wysylalam komentarz, to uciekl w powietrze, bo sie siec urwala. Teraz juz tak ladnie nie bedzie. Napisze w punktach
    6.00 - pobudka. Budze sie coraz pozniej, wiec pewnie sie przestawie zupelnie jak bedzie trzeba wracac
    7.10 - wychodze z hostelu, miare elegancko ubrana, bo w odroznieniu od innych amerykanskich konferencji na jakich byla tu obowiazuja marynarki, krawaty, zakiety, biale bluzki i szpilki... Cos sie zmienilo, czy inne srodowisko?
    7.30 - author's coffee. Powinni przychodzic na nie autorzy i chairmani z sesji danego dnia, ale przychodza wszyscy, ktorzy nie mieli okazji zjesc sniadania. Do wyboru buleczki, muffiny, francuskie ciasteczka. Dokonala okazji do towarzyskich pogawedek
    8.30 Rozpoczyna sie poranna sesja. Program zwykle naladowany. Najpierw 4 referaty zaproszone po 25 minu, potem krotka przerwa (niby coffee break ale z kawa zwykle cienko), potem druga czesc, zwykle dwa zaproszone i jeszcze z piec zwyklych po 20 minut. Wyobraz sobie jak ludzie sa zmeczeni na ostatnim! A wtedy wlasnie ja prezentowalam! Dobrze, ze honorowany sympozjum Carlos Tome czuje sie zobowiazany siedziec na wszystkich, wiec garstka ludzi byla.

    12.30-12-40 - Rozpoczyna sie przerwa na lunch. Ja za kartonik biore woje marne pudelko z lunchem w postac kanapki, mikro-salatki, malych chipsow i ciastka. Plus do tego napoj w puszce typu cola. Podczas lunchu tez mona podyskutowac - dzis z Molinarim. Pokazywalam mu swoja hab. Byl pod wrazaniem objetosci i tego ze obliczenia robilam sama bez jakiego studenta!

    14.00 Rozpoczyna sie sesja popoludniowa, podobnie naladowana jak poranna. Do konca trwaja Ci najsilniejsi. W przerwie rozmowialam z szanownym Jubilatem o swojej pracy. Byl na prawde zaciekawiony.

    18.30 Nareszcie koniec obrad. Dzis zrobilam sobie maly spacerek i skusila mnie cukiernia Ghiraldelii, gdzie napilam sie czekolady.

    A teraz czekam ze moze sie obudzisz i znowu bede glosem z przeszlosci

    Kasia

    OdpowiedzUsuń