poniedziałek, 14 marca 2011

Seminaryjnie...

Kasia ma dziś bardzo ważne, chyba z dotychczasowych najważniejsze seminarium - to, które poprzedza wszczęcie przewodu habilitacyjnego. Problem jest śmieszny i nietrywialny - nie polega bowiem na braku wyników do pokazania ale do nadmiaru. Przysłowia kłamią, a przynajmniej to głoszące, że od przybytku głowa nie boli. Boli od wtorku i to bardzo. Czas jest ograniczony - 45 minut i nie da się oczywiście zmieścić wszystkiego. A co zmieścić i jak rozłożyć akcenty to sprawa ... polityczna. Starałem się wspierać Kasię duchowo i technicznie (w zmaganiach z naszym ulubionym programem PowerPoint). Na temat zawartości nawet nie usiłowałem dyskutować, bo mam świadomość, że taka prezentacja to skomplikowany problem optymalizacji wielokryterialnej. Nie da się zrobić idealnej, uniwersalnej prezentacji, która zachwyci wszystkich, co nie oznacza oczywiście, że nie należy się starać. Kasia starała się do pierwszej w nocy a potem jeszcze coś mamrotała przez półsen. Nauka może być wykańczająca. Jadę na seminarium i napiszę poprawnie polityczny tekst o tym, jak było...
No więc było bardzo dobrze, acz zgodnie z moimi przewidywaniami nie udało się wszystkich zadowolić, a lista tego, czego nie udało się zrobić i przebadać jest nieskończona. Najważniejsze jest to, że nie było żadnych poważnych krytycznych uwag merytorycznych. Do tego miodu musi niestety dojść łyżka dziegciu - proces druku rozprawy trwa dalej... I trwa mać jeszcze co najmniej tydzień. W sumie będzie... miesiąc. Drukują to na wolnej atramentówce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz