piątek, 25 marca 2011

Na lotnisku...

Uff... Po porannym przedpodróżnym stresie dopiero się zaczęło. Na Okęciu na terminalu A alarm bombowy. A jak wysiadaliśmy z samochodu okazało się, że nie mam... sandałków. Na szczęście odprawa poszła szybko i bezboleśnie. Sandałków nie mam, nabyłem dmuchany kołnierz na szyję, przewodnik po Brazylii i ... kolejny odcinek mojego ulubionego Doktora House. Mam nadzieję, że limit dziwnych braków mam już za sobą i co więcej że niczego nie będę tracił i gubił podczas drogi. Żeruję na darmowym hotspocie ING. Może we Frankfurcie będzie coś podobnego? To sobie troszkę pobloguję, bo mam ponad cztery godziny oczekiwania na kolejny lot. Refleksja końcowa - z sandałami jak z kozą... Miałem jakbym leciał pierwszy raz sporo stresów. Ale jak się skanalizowały na braku sandałów to od razu mi odeszła ta gula z żołądka. Rozszerzona mądrość żydowskich historyjek... 40 minut do odlotu - chyba będzie klapka w dół. Nie chcę, żeby mnie wywoływali, potem zatarg ze stwardessą i skończę jak Jan Maria poseł Rokita.

2 komentarze:

  1. Alarm bombowy chyba nie byl jakis powazny, bo media ogolnopolskie o nim milcza.
    Co do odwozki na lotnisko, to ze swej strony dodam, ze wracalo sie duzo gorzej niz jechalo w tamta strone: najpierw korki na wylocie z trasy lazienkowskiej, a potem oczywiscie zolnierska. Tata skrecil w bok, jak radzil Jasiu Raczka, ale kawalek drogi byl strasznie kiepski, wiec raczej nie polecam na co dzienny dojazd.

    Potem obiadek u Rodzicow, bo jak zwykle po pierwszej zaczeklo mi burczec w brzuchu. No i pomagalam troche ogarnac chaos związany z czwórka Witasiątek. Na koniec kosciolek z modlitwa za podroznika i zjechalam do domu przy pomocy Taty i Asi. Cos trzeba bedzie w koncu zrobic z moja jazda samochodem...

    Dla innych zainteresowanych blogiem - byl raport od Roberta z Frankfurtu, ze tlok i nie ma internetu for free, wiec kolejny wpis bedzie juz z Brazylii

    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jest emocjonalny, bo burdlo tu takie ze lepiej nie mowic...

    OdpowiedzUsuń